Rozdział 1
Natalia stała zdumiona przed drzwiami mieszkania rodziców. Klucz nie pasował do zamka. Kiedy wychodziła trzy godziny wcześniej na uczelnię, żeby upewnić się co do koniecznych formalności, wszystko było w porządku.
Szarpnęła klamką; drzwi nie ustąpiły. Zadzwoniła dzwonkiem. Nic. Pozostało więc dobijanie się do drzwi. W końcu, po ich drugiej stronie dały się słyszeć kroki; zazgrzytał otwierany zamek. Drzwi uchyliły się lekko. W szczelinie między ich skrzydłem, a framugą pojawiła się twarz matki.
- Czego tu chcesz?
- Mamo, no co ty?!
- Posłuchaj, mała: było powiedziane, że idziesz do zawodówki i do pracy. Postawiłaś na swoim, bo powiedziałaś, że ze średnim ogólnym też coś znajdziesz. A teraz te studia?!
- Mamo, przecież dorabiałam w weekendy.
- Co innego niepełnoletnia smarkula co innego dorosła kobieta. Nie liczyłaś się z naszym zdaniem. Miałaś znaleźć pracę. Gdybyś zarabiała odpowiednio, mogłabyś się uczyć zaocznie. Ale skoro się uparłaś na dzienne, to droga wolna.
- Mamo, ale studia dzienne da się pogodzić z pracą; zarobię na swoje utrzymanie.
- Nie, kochana. Nie chciałaś przestrzegać panujących w tym domu zasad, to mogłaś się w końcu liczyć z tym, że nie będziesz miała dokąd wracać. Masz, spakowałam cię – matka wypchnęła do sieni walizkę na kółkach. – Na szczęście nie masz tego zbyt wiele, to się nie przedźwigasz.
- Ale mamo, nie mam ot tak z miejsca gdzie pójść. Daj mi szansę się rozejrzeć. Znajdę coś i wtedy…
- Do widzenia. Jak się idziesz urządzisz i znajdziesz chwilę dla steranych rodziców, to daj znać. – Drzwi zamknęły się gwałtownie.
- Chyba dla ciągle podpitych rodziców – westchnęła dziewiętnastolatka. Chwyciła walizkę i zeszła na parter. Faktycznie, tobołek nie był zbyt ciężki. Nie dość, że nie miała zbyt wielu rzeczy, to matka pewnie wyjęła co najlepsze, żeby mieć za co pić przez kolejny dzień lub pół.
Nie wiedziała, dokąd ma iść. Nogi zaniosły ją z powrotem w okolice głównego gmachu uniwersytetu. Natalia usiadła na ławce i wyjęła portfel. 100 zł i trochę bilonu. Normalnie uznałaby to za bogactwo, ale w obecnej chwili zdawała sobie sprawę, że to praktycznie nic. Zaburczało jej w brzuchu. Od rana nic nie jadła, a było już po czternastej. Rozejrzała się. Pod drugiej stronie ulicy stała budka z pieczywem. Nie było innej rady – Natalia musiała naruszyć lekko kasę, które jej pozostała; na głodniaka i tak nic nie wymyśli.
- Drożdżówkę z serem i napój jabłkowy poproszę.
- Jeszcze się rok akademicki nie zaczął, a studentka już oszczędza – zaśmiała się sprzedawczyni.
- Nie mam wyjścia – Natalia skrupulatnie policzyła resztę i wsypała drobne do portfela. – Matka właśnie wyrzuciła mnie z domu.
- O! – sprzedawczyni natychmiast spoważniała. – Narozrabiałaś?
- Poniekąd. Postawiłam na swoim i poszłam na studia.
- Pewnie potrzebujesz jakiegoś lokum?
- Tak, ale mam tylko stówkę w kieszeni i na razie żadnych widoków na kolejne pieniądze. W mojej nowej sytuacji składanie podania o stypendium socjalne trochę potrwa, a na naukowe mogę liczyć dopiero od drugiego roku, o ile uda mi się zawalczyć o dobrą średnią. A na pewno nie ja jedna ostrzę sobie ząbki na taką kaskę.
- Posłuchaj. Mam wolny pokój. Moja córka wyjechała właśnie za granicę. Mam w domu chorą mamę. Porusza się sama, ale czasem trzeba iść z nią na spacer, przypilnować, żeby się nie poparzyła, kiedy robi sobie herbatę itd. Jeśli poświecisz jej trochę wolnego czasu, o stancję i jeden skromny, ciepły posiłek dziennie nie musisz się martwić. Co ty na to?
Natalia nie wiedziała, co powiedzieć.
- Pani jest skłonna zaufać obcej dziewczynie? – wydusiła w końcu.
- Zaryzykuję. Z mojego domu i tak nie ma co ukraść. Żyjemy skromnie. To co, zgadzasz się?
- Oczywiście! – ożywiła się Natalia.
- Świetnie – uśmiechnęła się sprzedawczyni. – Tak w ogólne, nazywam się Teresa Kwiecień.
- A ja Natalia Malinowska – uścisnęły sobie ręce.
- Wróć tu koło siedemnastej, to pójdziemy razem do domu. I zostaw tę torbę, przecież nie będziesz jej tachać przez tych kilka godzin ze sobą!
Rozdział II
Mieszanie pani Teresy składało się z trzech niewielkich pokoi, jasnej, wygodnej kuchni, łazienki i przedpokoju. Natalia dostała pokój od strony południowej. Był skromnie urządzony: łóżko, biureczko z krzesłem, dwie półki na książki i szafa - to było całe jego wyposażenie.
- Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie – Teresa uśmiechnęła się ciepło. – Jak widzisz, moja córka, Daria, zabrała ze sobą wszystkie swoje rzeczy. Rozgość się, masz całą szafkę do swojej dyspozycji.
Natalia została sama. Rozpakowanie walizki nie zajęło jej dużo czasu, a w szafie nadal było sporo miejsca.
Nie wiedziała, co zrobić z wolnym czasem. Teresa odgrzewała obiad, a jej matka oglądała ulubiony program w telewizji.
Natalia wyjrzała przez okno. Nigdy jeszcze nie była na dziewiątym piętrze. Stąd wszystko na dole wydawało się takie maleńkie. Postanowiła na razie nie odzywać się do matki. Może za miesiąc, dwa…
- Chodź coś zjeść! – Teresa uporała się z nakryciami w kuchni i właśnie prowadziła matkę do stołu. – Mamo, to jest Natalia. Będzie ci pomagała w wolnych chwilach. Właśnie dostała się na studia.
- Mam na imię Helena – staruszka trzymała się prosto, ale chodziła dość niepewnie. Podała Natalii rękę, a dziewczyna grzecznie się ukłoniła. – Bardzo mi miło.
- Zapasowy komplet kluczy zawsze leży w szufladzie szafki w przedpokoju. Kiedy wychodzisz i zostawisz moja mamę samą, zamykaj drzwi tylko na górny zamek. Sąsiadka zajrzy, jeśli będziesz mieć dużo zajęć pod rząd.
- To nieciekawe miałaś dzieciństwo – Helena patrzyła na Natalię ze szczerym współczuciem.
- Cóż robić. Rodziców się nie wybiera. Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam była iść gdzieś i prosić o pomoc. Ale co by to dało? Nie dość, że i tak wylądowałabym na cudzym, to jeszcze spędziłabym kilka lat w bidulu.
- Sama nie wiem, co lepsze – stropiła się Helena. – Ale, zdaje się, i tak byłaś zdana tylko na siebie.
- Dopóki matka i ojciec mieli wpływ na moje decyzje, bywały i lepsze dni. Dopiero, kiedy zaczęłam się stawiać w sprawach związanych z nauką, zaczęli się wściekać coraz częściej i mocniej. A złość zapijali. Liczyli na to, że szybko pójdę do pracy i będę zarabiać na ich flaszki i rachunki. Do tej pory jakoś się wypłacali z lekkimi opóźnieniami, bo panicznie bali się bezdomności, ale teraz? Nie wiem, co będzie.
- Kochana, oni są dorośli. Ty wkraczasz w prawdziwe życie. Nie jest ci łatwo, ale musisz tym bardziej skupić się na sobie.
- Wiem – Natalia zamyśliła się.- Ratujecie mnie panie z dużych kłopotów. Dziękuję!
- Nie ma za co! Przecież pracujesz dla mnie, prawda?
- Zrobię pani herbaty; trzeba wziąć leki – dziewczyna wstała i poszła do kuchni. Wciąż czuła się zakłopotana życzliwością kobiet. Od dwóch tygodni chodziła na zajęcia, załatwiała stypendium socjalne, biegała do biblioteki i dotrzymywała towarzystwa Helenie, która najwyraźniej bardzo ją polubiła. Wieczorem Natalia była tak śpiąca, że nie dawała już rady czytać, choć nareszcie miała ku temu sprzyjające warunki: ciszę i spokój.
Załapała się na weekendowe roznoszenie ulotek nowego pubu studenckiego; wyliczyła, że wystarczy osiem godzin przez cztery weekendy, by mogła sobie kupić jakieś skromne ubranie. Brakowało jej kurtki na jesień, nie mówiąc o butach, ale o tym pomyśli później. Teresa obiecała małą premię, jeśli Helena będzie zadowolona z pracy Natalii, może to wystarczy na coś, co wytrzyma więcej, niż jeden sezon.
Czajnik zagwizdał budząc Natalię z zamyślenia.
- Proszę bardzo – dziewczyna podała Helenie filiżankę.
- Wspaniale! Parzysz świetną herbatę.
- Oj tam, oj tam, tylko zalewam ją gorącą wodą.
- Przysięgłabym, że to coś więcej.
- Może to kwestia czasu parzenia; czytałam o tym to i owo.
- Masz więc różnorodne zainteresowania.
- Staram się – uśmiechnęła się Natalia. – O! Pani Teresa wraca. Pójdę usmażyć kotlety.
- Kochana, to skarb, nie dziewczyna. Musi się wprawdzie jeszcze trochę rzeczy nauczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o gotowanie, ale sama o wszystko pyta i chce umieć.
- Czyli ci się podoba, mamo?
- Tak, stanowczo!
- Nie uważasz, że jest trochę dziwna? Nie umawia się z koleżankami, nie wychodzi wieczorami.
- Daj jej czas. Dopiero wyrwała się z toksycznego domu. Potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Jeszcze trochę i poprosi o co któryś wieczór wolny, zobaczysz – uśmiechnęła się Helena.
- Sprawdziłam adres, który ma podany w dowodzie. Niezła melina.
- Biedna dziewczyna. Myślisz, że była tam od czasu, kiedy matka wyrzuciła ją z domu?
- Nie pytałam. Ale muszę z nią koniecznie porozmawiać na ten temat. Nie ma już powrotu na ulicę Krzywą.
Rozdział III
Natalia zerwała się z łóżka. Wydawało się jej, że jest poniedziałek i trzeba biec na zajęcia. Dopiero po chwili ochłonęła; no tak, jest niedziela. Wczoraj nieźle zabalowała z koleżankami z grupy. Zaraz, zaraz… Był jeszcze jakiś chłopak. Janusz? Nie; Jurek. Cudeńko.
Po raz pierwszy facet tak się jej spodobał. Była już po dwóch drinkach i odważyła się do niego podejść. Normalnie w życiu by tak bezceremonialnie nie zagadała do chłopaka, który rzucił na nią urok. A później… chyba kolejne drinki i nic. Pustka. Jak dotarła do domu? Jak przez mgłę zaczynały pojawiać się obrazy i fragmenty rozmów. Elka i Tośka ją odwiozły. Co za wstyd! Co powie Teresa? Nie, nie będzie czekać, żeby się przekonać. Szybko się spakowała i po cichu wyszła z mieszkania, zostawiając zapasowe klucze w widocznym miejscu.
Ulica tonęła w mżawce. Czasem mijał ją jakiś zaspany człowiek. Co teraz? No tak. Tośka proponowała jej, żeby zamieszkała z nią w domku jej ciotki. Kobieta wyjechała do Stanów na kilka lat. Tośka miała w zamian za opiekę nad posesją zamieszkać tam na czas studiów. Trudno; trzeba będzie zahaczyć się gdzieś, żeby zarobić na opłaty.
- Cześć.
- Cześć – Tośka ziewnęła szeroko. – Wejdź. Co, wywaliła cię?
- Nie; wolałam na to nie czekać. Poza tym było mi wstyd.
- Wiesz, ja przeprosiłam, że odprowadzamy cię w takim stanie. Kobitka chyba to zrozumiała. Podziękowała za opiekę nad tobą.
- A co? Zmieniłaś zdanie? Nie chcesz współlokatorów?
- Ależ skąd! Wejdź dalej. Zostaw te bagaże. Ja idę się jeszcze położyć. Tam jest kuchnia. Zrób sobie śniadanie.
- Na razie mam pięć stówek. Daję cztery. Załatwiłam sobie kilka zleceń, więc za tydzień dołożę się jeszcze.
- W porzo – uśmiechnęła się Tośka. – Na razie wystarczy do końca miesiąca. Nie jestem żandarmem; nie musisz się mnie bać.
Natalia poszła do swojego pokoju i włączyła laptopa. W skrzynce mailowej znalazła trzy wiadomości. Dwie odpowiedzi od zleceniodawców z załącznikami do opracowania i wiadomość od Jurka. Chciał się z nią spotkać, ale ona nie miała ostatnio siły. Wciąż była śpiąca. Żołądek też odmawiał posłuszeństwa, ale Natalia zrzuciła do na karb nieregularnego jedzenia, stresów i ciągłego pośpiechu. W ogóle miała rozregulowany organizm. Martwiły ją pewne opóźnienia.
- Wyglądasz blado. – Tośka wyglądała na szczerze zmartwioną. – Rano znów wymiotowałaś.
- No… - Natalia ciężko opadła na krzesło.
- Słuchaj… A może ty jesteś w ciąży?
- W ciąży? – Natalia aż podskoczyła. – Skąd ten pomysł?! Przecież, żeby być w ciąży, trzeba…
- No tak. Ale widzisz; tamtego wieczoru znikłaś nam z oczu na dobrą godzinkę i to razem z Jurkiem.
Natalia zbladła jeszcze bardziej.
- On nic mi nie mówił, że my… No wiesz…
- A pytałaś?
- Głupia sprawa; film mi się urwał. Wstyd mi zapytać.
- Masz – Tośka wyjęła z szuflady mały przedmiot i podała go przyjaciółce. – Idź i zrób test ciążowy.
- No co ty…
- Natka, bez dyskusji! Szoruj do łazienki.
Dwie kreski pojawiły się niemal od razu; były wyraźne, więc nie mogło być wątpliwości.
- O, Boże. Co ja teraz zrobię? – Natalia oparła się o wannę i ukryła twarz w dłoniach.
- Natka, wszystko w porządku? Wychodź! – zaniepokojona Tośka zaczęła się dobijać do łazienki. Nacisnęła klamkę i z zaskoczeniem stwierdziła, że Natalia nie zamknęła drzwi na zasuwkę. Dziewczyna spojrzała na płaczącą koleżankę i nie musiała już o nic pytać.
- Siódmy tydzień, proszę pani – lekarz wstał i gestem polecił Natalii, by się ubrała. – Musi pani na siebie uważać i zacząć lepiej się odżywiać. Jest pani bardzo szczupła. Dojada pani?
- Ostatnio różnie bywa; studiuję, pracuję…
- Proszę trochę zwolnić tępo. Dam pani skierowanie na podstawowe badania. Proszę je zrobić i przyjść za trzy tygodnie do kontroli.
- Natalia, posłuchaj – Tośka była zupełnie poważna, co się jej rzadko zdarzało. – Rozmawiałam z panią Teresą. O tobie.
- Co takiego? Za moimi plecami?!
- Uspokój się i posłuchaj. Ona się o ciebie martwiła jak rodzona matka. A ty nawet się do niej nie odezwałaś po tym, jak po prosu wyszłaś z jej domu.
Natalia zamilkła i pochyliła głowę.
- Ona chce ci pomóc. Żebyś mogła spokojnie donosić ciążę.
- Nie mogę się na to zgodzić. Teresa sama z trudem jakoś to wszystko ciągnie.
- Nie wiesz wszystkiego. Jej córka właśnie umarła. Była ciężko chora. Teresa wiedziała, że to się zdarzy.
- Umarła? Przecież podobno wyjechała do pracy.
- Tak było. Ale okazało się, że była ciężko chora. Miała nadzieję, że za granicą ją wyleczą lub przedłużą jej życie. Teraz Teresa szuka sensu życia. Wie, że musi żyć; dla matki. Możecie wzajemnie sobie pomóc.
- Nie, to niepoważne. Nigdy nie zastąpię jej córki.
Tośka westchnęła.
- Zastanów się. Ja oczywiście chętnie cię tu widzę. Pomogę ci w miarę swoich możliwości. Ale kiedy pojawi się dziecko, będzie naprawdę ciężko. Damy jakoś radę, ale pomoc Teresy ułatwiłaby przede wszystkim tobie mnóstwo rzeczy. A tak a propos, Jurek wie o dziecku?
- Zadzwoniłam do niego, powiedziałam prosto z mostu. Teraz się do mnie nie odzywa. Zmienił chyba maila i numer telefonu.
- Dołapiemy go; jak nie chce być ojcem, to przynajmniej będzie na dziecko łożył.
- Ja oddam to dziecko do adopcji.
- Co takiego?
- Dobrze słyszałaś. Ja mu przyszłości nie zapewnię.
- Ale to będzie jedyna najbliższa ci osoba, Natko. Na rodziców nie masz co liczyć…
- Zostaw mnie na razie. Muszę się przespać.
Tośka czuła, że nie ma wyboru. Nie lubiła robić nic za plecami przyjaciółki, ale teraz była pewna, że nie ma innego wyjścia. Wystukała numer do Teresy.
- Halo! To ja… Tak… Jest tak, jak myślałam. Nie chce z panią nawet porozmawiać. Stwierdziła, że odda dziecko…. Chyba byłoby najlepiej, gdyby pani porozmawiała z nią w cztery oczy. Tak, może być jutro wieczorem. Do widzenia.
Rozdział IV
Teresa z trudem wstawała każdego dnia z łóżka. Wciąż mocno przeżywała śmierć córki. Wprawdzie miała czas, by przygotować się na to psychicznie, ale emocjonalnie jakoś ten czas jej nie wystarczył. Gdyby nie świadomość, że matka może liczyć tylko na nią, zaszyłaby się na jakiś czas w jakiejś samotni. A teraz jeszcze ta dziewczyna. Co jej strzeliło do głowy?! Tośka dawała jej znać, co słychać u Natalii. Ciąża… Jeśli nikt tej dziewczynie nie pomoże, gotowa narobić głupstw. Podobno chce oddać dziecko; teraz w dodatku znikła. Nie odbiera telefonów. Może zmieniła numer albo w ogóle nie ma już telefonu, żeby nie musieć się tłumaczyć.
Tego dnia Teresa wzięła wolny dzień; czekało ją bieganie po urzędach. Letnia pogoda dawała o sobie znać upałem. Na szczęście wszystko udało się pozałatwiać od ręki i około południa kobieta ruszyła w stronę domu. W pewnym momencie jej uwagę zwróciła młoda kobieta. Była wychudzona, ubrana bardzo skromnie, ale czysto, włosy miała niedbale związane w kucyk.
- Natalia?
Dziewczyna obejrzała się jakby spłoszona.
- Natalia! – Teresa podbiegła do dziewczyny. – Co tu robisz?! Co się z tobą dzieje?
- Proszę dać mi spokój – głos dziewczyny był słaby i niepewny. – Chcę zacząć nowe życie.
- Dziecko, co z dzieckiem?
- Poroniłam w trzecim miesiącu.
- Tak mi przykro…
- A mi już nie. Może i dobrze się stało. Nie wiem, czy dałabym radę je oddać, a co ja bym zrobiła z dzieckiem? Studiuję, pracuję…
- A gdzie mieszkasz?
- Ach, tu i tam. Od października mam zaklepany akademik.
- Dlaczego uciekłaś od Tośki?
- Nie mogłam jej siedzieć na głowie… Pani zresztą też nie po tym, jak się zachowałam; przyszłam tak pijana, że nawet nie wiedziałam, że z Jurkiem…
- Ćsii, nie mów nic. Gdzie teraz mieszkasz?
- W dzielnicy willowej. Mam mały pokoik w zamian za sprzątanie, pranie i gotowanie.
- Natalia, wróć do mnie i mojej mamy. Zorganizuję ci warunki do nauki.
- Nie, nie mogę. Nie jestem jak moja matka i ojciec. Oni zawsze wiszą na kimś, na czyjejś łasce.
- Ale to nie żadna łaska, dziewczyno. Zapracujesz na siebie. Moja mama bardzo cię polubiła; tęskni za tobą…
- Tak, faktycznie, teraz jest wam ciężko; współczuję z powodu córki.
- Dziękuję. – Teresa zamilkła na chwilę. – Jeśli się namyślisz, daj znać. Numer i adres znasz. – Kobieta już bez żadnych ceregieli odwróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę.
Tośka siedziała w ciemnym pokoju i myślała; bolała ją już od tego głowa, ale nieznośne myśli krążyły w niej jak gzy i nie dawały się odgonić. Dziwna ta Natalia. Świat wyciąga do niej ręce, obcy ludzie chcą pomóc, a ona…? Dlaczego poroniła? Przepracowała się, a może ona specjalnie…? Tośka już jakiś czas temu zaniechała prób kontaktu telefonicznego z Natalią. Kiedy wykręcała jej numer, dostawała informację, że abonent jest poza zasięgiem. Musiała zmienić numer.
Zadzwonił telefon.
- Witaj.
- Dobry wieczór, pani Tereniu.
- Coś słabiutki masz głos.
- Myślałam intensywnie.... O Natalii.
- Tak; ciężka sprawa.
- Właśnie. Zupełnie nie wiem, co robić. Ona chyba jest w rozsypce emocjonalnej.
- Jest przede wszystkim zawzięta. Przyjęcie pomocy uważa za słabość i oznakę, że może być podobna do swoich rodziców.
- Co pani ma na myśli?
- Nie mówiła ci? Jej rodzice lubią popić i to od lat. Nie godzili się na jej studia; chcieli, by jak najszybciej poszła do pracy i dawała im pieniądze na alkohol.
- No to pięknie – Tośka zamyśliła się znowu. – Gdzie ona mieszkała?
- Udało mi się zdobyć adres jej rodziców; byłam tam. To melina, cały czas otwarta dla potencjalnych chętnych do trunku, zwłaszcza jeśli przyniosą ze sobą butelczynę.
- Okropność.
- Natalia chce być samodzielna za wszelką cenę. Nie wiem, czy przyjmie pomoc od kogokolwiek, nawet jeśli dać jej szansę spłaty długu w przyszłości.
- A, byłabym zapomniała. Jurek o nią pytał. To ten chłopak, z którym ona wtedy… No, ojciec jej dziecka.
- Mówiłaś mu coś? Opowiedziałaś jakieś szczegóły?
- Nie; powiedziałam tylko, że kilka miesięcy temu straciłam Natalię z oczu.
- To dobrze; lepiej, żeby na razie nic nie wiedział.
- On jej szuka.
- Czyli go obchodzi?
- Na to wygląda.
- OK, może to okazać się przydatne. Chłopak może pomóc. Skontaktujesz mnie z nim?
- Dobrze, w poniedziałek się za nim rozejrzę. Pracuje w pubie niedaleko uczelni.
- Super; dobranoc.
Rozdział V
Teresa usiadła w kawiarni, w spokojnym kąciku i czekała na Jurka. Obiecał przyjść. Był zdziwiony jej telefonem; Natalię ledwo pamiętał, ale zaintrygowało go to, że ktoś chce się z nim spotkać w sprawie dziewczyny. Sam niedawno związał się z koleżanką z roku i bynajmniej nie chciał, żeby coś pokrzyżowało jego plany na przyszłość.
Jurek wpadł do lokalu jak bomba. Nie lubił się spóźniać, a widział, że umówiona pora spotkania minęła kilka minut temu. Rozejrzał się po wnętrzu i od razu zauważył samotnie siedzącą kobietę w kącie. Podszedł do niej bez namysłu.
- Pani Teresa?
- Tak. A ty jesteś Jurek? Mogę ci mówić po imieniu?
- Oczywiście – chłopak usiadł. Kiedy podeszła kelnerka, Jurek zamówił dwie herbaty i ciasto z owocami, zapowiadając Teresie, że to on stawia.
- Słucham, o co chodzi?
- Pamiętasz, około rok temu poznałeś na dyskotece dziewczynę, Natalię? Była z koleżankami. Podobno bardzo się upiła, urwał się jej film. Podobno wy… Byliście wtedy w intymnej sytuacji.
- Tak – Jurek zaczerwienił się. – To zupełnie nie w moim stylu, ale Natalia tak mi się spodobała. Było mi jej żal, że się tak upiła. Jej koleżanka szepnęła mi, że dopiero pierwszy raz udało się jej wyciągnąć Natalię do klubu. Nie wiem, co mnie opętało. Później znikła mi z oczu. Szukałem jej. Tośka obiecała mi, że powie Natce, że ją szukam, ale nie skontaktowała się ze mną.
- A wiesz, że Natalia była w ciąży?
- Wiem. Ale w pierwszym momencie stchórzyłem. Unikałem kontaktu z nią. Ale ze mnie tchórz – Jurek bezwiednie podniósł głos.
- Spokojnie – syknęła Teresa. – Spotkałam ją niedawno i stwierdziła, że poroniła w trzecim miesiącu. Co do tego jednak nie mam pewności, bo wyprowadziła się ode mnie. U Tośki przemieszkała kilka tygodni i też znikła.
- Nic nie rozumiem. Miała u pani dobrze i uciekła. Później zajęła się nią Tośka, a Natalia znów prysła. Dziwna dziewczyna.
- Jest przeczulona. Jej rodzice to alkoholicy i Natalia uważa, że jeśli da sobie pomóc komuś, kto poda jej wędkę, zamiast ryby, to będzie do nich podobna.
- To głupie.
- Pewnie, że głupie. A ja chciałam się z tobą spotkać, żeby poprosić cię o rozmowę z Natalią. Może tobie uda się namówić ją do powrotu do mnie. Chcę jej pomóc w starcie życiowym.
- Wie pani co, jest tylko jeden problem. Ja od niedawna jestem w związku. Moja dziewczyna może tego nie zrozumieć, a ja mam poważne zamiary wobec niej.
- To może ja jej to wyjaśnię?
- A w ogóle dlaczego tak pani zależy na Natalii?
- Biorąc ją pod swój dach, właściwie wprost z ulicy, wzięłam za nią odpowiedzialność. Chcę skończyć to, co zaczęłam.
- Ale Natalia jest już pełnoletnia i sama o sobie decyduje, nawet jeśli jej decyzje wydają się nam bezsensowne. Niech pani jej powie po prostu, że zawsze może na panią liczyć, cokolwiek zrobi i tyle. Sądzę, że tylko tyle może pani w tej chwilki dla niej zrobić.
- To za mało.
- Pani Tereso. Moja mama też jest, czy raczej była nadopiekuńcza. Gdyby nie ojciec, nie spuściłaby mnie ze smyczy. Proszę nie powtarzać tego błędu. Jest pani dobrym człowiekiem, ale nie każdy jest gotowy, żeby ot tak przyjąć spontaniczną pomoc.
- Czyli nie pomożesz mi?
- Obiecuję, że jeśli spotkam Natalię, powiem jej, co sądzę o jej działaniach i zasugeruję, co powinna według mnie zrobić. Jednak nie mogę wchodzić z butami w jej życie. Kim ja dla niej jestem? Chłopakiem z którym się bzyknęła po pijaku i nawet tego nie pamięta i który w dodatku stchórzył. Właściwie jesteśmy sobie obcy.
Teresa westchnęła. Jurek miał sporo racji.
- Dziękuję ci, że przyszedłeś. Proszę, jeśli jednak czegoś się dowiesz o Natalii, zwłaszcza, jeśli będzie potrzebowała pomocy, daj mi znać. Załatwię to taktownie.
- Oczywiście. Do widzenia.
Rozdział VI
Teresa nie mogła uwierzyć własnym oczom: przed drzwiami jej mieszkania stała Natalia.
- Mogę wejść? – głos dziewczyny zabrzmiał bardzo niepewnie.
- Ależ oczywiście! – Teresa otwarła drzwi na oścież i gestem zaprosiła gościa do środka. – Usiądź w moim pokoju, zrobię tylko herbaty.
- Proszę się nie trudzić; nie mam dużo czasu, wolę wykorzystać go na rozmowę.
- To napij się chociaż soku – Teresa wyjęła z barku butelkę i dwie szklaneczki. – To dla mnie miła niespodzianka, że do mnie przyszłaś. W czym mogę ci pomóc?
- Przyszłam tylko po to, żeby powiedzieć, że wyjeżdżam. Dostałam zagraniczne stypendium naukowe. Podjęłam drugi kierunek: archeologię. I to okazało się strzałem w dziesiątkę; to moja pasja. Napisałam już kilka artykułów i dostrzegli mnie ludzie „ze środowiska”. Nie chcę sobie jeszcze obiecywać za dużo, ale chyba mam dość realną szansę zaczepić się w całkiem szacownym gronie w tej branży.
- Bardzo się cieszę! – Teresa wyglądała na szczerze uradowaną.
- Pani dużo dla mnie zrobiła. I właśnie, ja tak sobie pomyślałam… To znaczy, czuję się tak, jakbym panią opuszczała.
- Cóż, dziecko, opuściłaś mnie raczej wtedy, kiedy ot tak uciekłaś, bo wydawało ci się Bóg wie co, choć nawet ze mną nie porozmawiałaś o swoich wątpliwościach. A teraz po prostu obrałaś swoją ścieżkę. I to bardzo dobrze.
- Gniewa się pani na mnie…
- Z początku byłam wściekła, ale z bezsilności i raczej na twoją głupotę, niż na ciebie.
- Proszę mnie jednak zrozumieć.
- Staram się.
Zamilkły.
- A gdzie pani mama? Czy i z nią mogłabym się pożegnać?
- Moja mama zmarła pół roku temu…
Natalia otwarła usta ze zdziwienia, tak jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Tak mi strasznie przykro. Czyli pani teraz jest zupełnie sama…
- Tak, jestem sama. To znaczy, mieszkam sama. Ale o to, czy jestem samotna, nie musisz się martwić. – głos Teresy zabrzmiał twardo, tak jakby kobieta chciała dać znać Natalii, by ta nie pytała więcej o jej sprawy towarzyskie. Zapadła chwilowa cisza. Dziewczyna zamyśliła się na moment.
- Zastanawiam się czasem, co by było, gdybym została. Może teraz bawiłabym dziecko.
- Myślisz, że byłabyś szczęśliwa? Chciałaś tego dziecka?
- Zdążyłam tylko zaakceptować, że byłam w ciąży. Pamiętam, że chciałam oddać dziecko do adopcji, ale znam siebie; jestem za miękka. Pewnie bym je zostawiła.
- W twojej ówczesnej sytuacji mogliby ci je odebrać?
- Kto?
- Chociażby pomoc społeczna. Byłaś studentką, dorabiałaś tu i ówdzie, jednak nie miałaś stałego dochodu, o pewnym dachu nad głową nie wspominając.
- No tak – Natalia spuściła wzrok i przez chwilę przyglądała się czubkom swoich butów. – Racja. Cóż, pójdę już. Za trzy godziny mam samolot, a trzeba jeszcze przejść odprawę.
Teresa wyglądała przez okno, odprowadzając Natalię wzrokiem. Dziewczyna miała ze sobą niewielką walizkę na kółkach, plecak na stelażu na plecach i podręczną torebkę. Przyszła do Teresy sama i sama rusza w świat. „Dziwna dziewczyna” – pomyślała kobieta. – „Taki niespokojny duch. Nie wiadomo czego szuka. Ja na jej miejscu chciałabym zaznać spokoju i stabilizacji, ale ona sama chce koniecznie wszystko sobie zapewnić”.
Z zamyślenia wybudził Teresę dzwoniący telefon.
- Halo?
- To ja, Tośka. Była u pani Natalia?
- Tak, wyszła kilka minut temu; przed chwilą widziałam, jak wsiadała do autobusu.
- Teraz na dobre zniknie nam z oczu – westchnęła Tośka. – Właściwie to nie wiem, czemu się tak przejmuję i martwię, skoro ona nas tak potraktowała, odepchnęła…
- Bo masz dobre serce. A, będziesz w sobotę w hospicjum?
- Tak, obiecałam przecież Piotrusiowi. Niech pani przyniesie te książkę z bajkami, co ostatnio. Dzieciaki uwielbiają, jak im się ją czyta.
- Oczywiście, to do soboty!
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz