Absurdalnik

Szczekliwy przedmiot pożądania

 

Pani Zosia idąc do sklepu, spotyka swoją psiapsiułkę, panią Jankę.

 - Co taka smutna? - pyta z zaskoczeniem. Pani Janka ma bowiem wszystko: wspaniałą rodzinę, domek otoczony ogrodem i nie martwi się jak przeżyć do pierwszego. Zawsze uśmiechnięta i skora do niewinnych ploteczek.

 - Okradli nas.

- Jak to?

- Nie było nas od rana w domu i widzisz kochana, w biały dzionek... - Janka siąpi w chusteczkę.

- Co ty opowiadasz? Macie przecież psa pilnującego.

- Zamykamy go, jak wyjeżdżamy na dłużej, niż dwie godziny.

 Pani Zosia uniosła brwi, nie kryjąc zdumienia.

 - Co pani powie?! Dlaczego?

 - Wiesz kochana, żeby nikogo nie pogryzł, nie wydostał się, żeby go nikt nie otruł... Albo nie ukradł… No i lepiej, żeby szczekał w domu z tęsknoty, bo mniej wtedy słychać na ulicy, a sąsiad z lewej jest przewrażliwiony na punkcie szczekania.

- To ten sąsiad, co ma piskliwego, wciąż szczekającego ratlerka?

- Właśnie…

 - A wracając do waszego psa, przecież pan Jerzy kupił go właśnie po to, żeby złodziei odstraszać...

 Janka wzrusza ramionami.

- Jerzy tak zadecydował i już.

- To może alarm?

- Mamy, a jakże!

- No i?

- Nie włączamy; Jureczek kiedyś zapomniał kodu, wracając w środku nocy z wyjazdu służbowego i gdyby nie Tomek, zbudzilibyśmy tym całą okolicę. Ale Tomuś się wyprowadził, a trauma została.

- Ech, co za kraj. Złodziej to już nic nie uszanuje, nawet tego, że ktoś dba o nerwy innych i o bezpieczeństwo żywej istoty. A co wam ukradli?

- Plazmę.

- Tę, co się wam zepsuła?

- Tak.

- To w czym problem? - Zosia mruga z niedowierzaniem powiekami.

- No wiesz, tak moglibyśmy ją sprzedać jako uszkodzoną. Zawsze to kilka groszy.

- Albo i nie. Ludzie sprawne rzeczy za darmo w necie oddają.

- Co ty opowiadasz? Za darmo? - Janka robi wielkie oczy. - To co powinniśmy zrobić?

- Może opchnijcie alarm. Jest mało używany.

- A pies?

- Może przetresujcie na kanapowego?

 

Nietypowa logika odległościowa

 

   Natalię z błogiej drzemki wyrwał telefon. Kobieta podniosła słuchawkę i natychmiast usłyszała w niej głos pani agaty – córki niegdysiejszej sąsiadki, mieszkającej na stałe za granicą i tylko raz lub dwa razy do roku odwiedzającej mieszkanie pozostawione jej przez matkę w spadku.

- Pani Natalio, wysłałam paczkę z nową zastawa stołową na dwanaście osób.

- Mój Boże, do mnie?

- Nie, do mojego mieszkania. Będzie  jak znalazł, kiedy zaproszę gości.

- I zawsze zaprosi pani ponad dziesięć osób? Gdzie je pani pomieści w kawalerce?

- Urządzę standing party. Poza tym, jak wezmę kogoś ze sobą do Polski na urlop, to sobie będzie mógł popodziwiać dobrej jakości porcelanę. – pani Agata trajkotała jak najęta.- W związku z tym, że minął już jakiś czas, chciałabym zapytać, czy przesyłka przypadkiem nie doszła?

- Niestety nie; awiza też nie było.

- Wysłałam paczkę firmą kurierską. Czy oni w razie czego zostawiają awiza?

- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – westchnęła Natalia, którą zaczęła właśnie boleć głowa. Coś mówiło jej, że będzie może mieć nadprogramowe zajęcie związane z tą przesyłką.

- Nie rozumiem – Agata zawiesiła na chwilę głos. – Przecież podałam im nawet numer telefonu, tak na wszelki wypadek.

- Jaki numer? Do mnie?

- Nie, do mojego mieszkania, bo paczkę zaadresowałam też na moje polskie mieszkanie. Podałam obok moje panieńskie nazwisko, żeby trafili.

Natalia zatkało, a po chwili ledwo powstrzymała chichot, który mógł szybko przerodzić się w salwę śmiechu. Uratowało ją udawane chrząknięcie.

- Pani Agato, przecież podczas wakacji w tym mieszkaniu nikogo nie ma. Studentki wyjechały do domu, a ja chodzę tam zaledwie co drugi, trzeci dzień podlać kwiatki i trochę przewietrzyć, żeby nie było zaduchu, jak pani przyjedzie za dwa tygodnie na urlop.

Po drugiej stronie zaległa pełna konsternacji cisza.

- No tak… - wyksztusiła w końcu Agata. – To chyba będę musiała zadzwonić do tej firmy kurierskiej i ich trochę naprowadzić z doręczeniem.

Natalia z westchnieniem odłożyła słuchawkę. Poczuła ulgę, że Agacie nie przyszło do głowy, że to ona powinna jechać do firmy kurierskiej dobierać tę pakę. O mały włos by do tego doszło, kiedy Agata przysłała na wyposażenie swojego mieszkania pościel wieloczęściową, zupełnie jak do luksusowego łoża.

Agata wydawała się być z boku zupełnie nieszkodliwa, a nawet zabawna. O wszystkim musiała opowiedzieć rozmówcom i pokazać zdjęcia z ostatniego roku. Jednak ten, kto poznał ją nieco lepiej, musiał przyznać, ze kobieta – pomimo sześćdziesiątki na karku – działała w sposób niepojęty dla przeciętnego człowieka. Można było nawet dojść do wniosku, że jej sposób myślenia oraz logika zdawały się zdecydowanie rozmijać z ogólnie pojętym rozsądkiem i tym, co przez większość ludzi jest uważane za jakiś ład i porządek życia.

 

   Zuzanna patrzyła na Natalię z nieukrywanym rozbawieniem.

- Czyli było tyle hałasu, a porcelana wciąż stoi w pudle, nie rozpakowana.

Natalia skinęła głowa i pociągnęła łyk herbaty z filiżanki.

- Agata nawet nie zajrzała do środka, żeby sprawdzić, czy wszystko doszło w całości.

- Przecież miała na to dwa tygodnie.

- Wiesz, że ona zawsze w biegu; może nawet zapomniała o tej porcelanie.

- To w czym ugościła towarzyszącą jej osobę i wydała przyjęcie.

- Przyjęcie?  - Natalia uśmiechnęła się. – Zaprosiła mnie i drugą sąsiadkę na obiad. Jadłyśmy w leciwej zastawie stojącej w szafce kuchennej.

- Ciekawe, ile wydała na tę wspaniałą porcelanę.

- Chwaliła się, że kupiła ją na wyprzedaży  z dużym upustem, bo normalnie produkty tej firmy kosztują dość sporo.

- Jak ty z nią wytrzymujesz?

- Na szczęście przyjeżdża do Polski tylko raz lub dwa razy w roku na dwa tygodnie, a i tak nie zagrzewa tu miejsca. Musi odwiedzić rodzinę, spędzić dwa dni w górach, pokazać osobie, z którą przyjeżdża jakieś inne polskie miasto, wziąć udział w jakiejś rodzinnej imprezie, no i w związku z tym dość dużo czasu spędza w podróży.

- Współczuję jej mężowi.

- Oj tam, oj tam. Chyba zdążył się już przyzwyczaić. Ale fakt, jej gadanie  z biegiem czasu zaczyna nużyć.

- Kiedy się o niej słucha, można się uśmiać, ale nie chciałabym mieć takiej sąsiadki nawet na niecałe dwa tygodnie w roku.. No, kochana, zbieram się. Wpadnę w środę, to znów pogadamy.

 

Podstawowe zakupy

 

- Cześć, kochana!

- O, co za miłą niespodzianka!

Joanna i Lidka padły sobie w ramiona. Mimo, że mieszkały blisko siebie, widywały się ostatnio bardzo rzadko.

- Idę na zakupy do tego nowego hipermarketu; może zabierzesz się ze mną?

- Właściwie to chętnie; też jestem ciekawa, co tam dają.

Przyjaciółki rozmawiając cały czas, szybko dotarły do celu. Na miejscu nie zraził ich nawet tłum klientów, którzy tak jak i one, liczyli na promocje związane z początkiem działania sklepu.

- Wiesz, przy okazji zrobię podstawowe zakupy – Lidka wyjęła z torebki listę. – Mleko, o jest! Patrz! 1,70 zł! Świetnie, wezmę trzy. Co tam dalej? Jogurty… Świetna cena!

Wkrótce wózek zapełnił się  produktami, które zaczęły stwarzać zagrożenie lawiną. Joanna z lekkim niedowierzaniem patrzyła na koleżankę i rosnącą w jej wózku górę sprawunków.

- To wszystko podstawowe zakupy?

- No tak, a co w tym dziwnego?

- Nie, nic… - Joanna wolała głośno nie wypowiadać swojej opinii.

- A i jeszcze, papier toaletowy. Hmmm… jaki by tu wybrać?

- Co masz na myśli? Papier to papier – zachichotała Joanna.

- No coś ty?! – Lidka wydała się zgorszona. – Trzeba wybrać ładny kolor i zapach.

Joanna parsknęła powstrzymując śmiech.

- Co z tobą?

- Nic, połknęłam cukierka. Już mi przeszło.

- To weź, doradź mi z tym papierem.

- Biały, zwykły.

- Banalna jesteś. Paweł i dzieci by mnie z domu wyrzucili – zaśmiała się Lidka.

- To co oni z tym papierem robią, że nie dość, że musi być kolorowy, to jeszcze pachnący? Orgiami?

- Co za pytanie? Nie wiesz, do czego jest papier toaletowy? – obruszyła się Lidka.

- Ekhm, tego... Słuchaj, muszę już iść. Weź taki, jakiego jeszcze nigdy nie mieliście. Pa, kochana – Joanna dusząc śmiech podreptała w stronę kas, zostawiając Lidkę przez półką i trudnym, jak się okazało, wyborem.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz