Tajemnice starego kredensu

 

PROLOG

 

- To będzie twój pokoik – babcia zaprosiła Emmę do środka skinieniem głowy.

„Ale klitka” – pomyślała dziewczynka, ale nie powiedziała nic; powstrzymała się też od zrobienia grymasu. Była zbyt dobrze wychowana, by wyrazić swoją dezaprobatę przy kimś starszym. Babcia jednak zdawała się czytać w jej myślach:

- Wiem, że jest niewielki w porównaniu z tym w waszym mieszkaniu, ale to przecież tylko na dwa miesiące. A jaki piękny widok z okna – sama popatrz. I mam nadzieję, że nie zamierzasz spędzać w nim całego czasu? No, głowa do góry! Rozpakuj się i zejdź na dół. Obiad będzie za godzinę.

Kiedy za babcią zamknęły się drzwi, dziewczynka postawiła bagaże na podłodze i rozejrzała się badawczo. Pokoik był prostokątny, pomalowany na kremowo; na podłodze wyłożonej parkietem, leżał dodatkowo beżowy dywanik. Naprzeciwko drzwi było duże okno, a  na szerokim parapecie stało radio. Śnieżnobiała firanka powiewała, muskana wiatrem wpadającym przez otwarty lufcik. Po lewej stronie stał tapczan i szafa, po prawej biureczko, krzesło i fotelik, przy którym przycupnęła lampa. „Niezły kącik do czytania” – pomyślała Emma. Na ścianie wisiały dwie półki i obraz przedstawiający górską łąkę w piękny, słoneczny dzień.

Emma westchnęła i zajęła się rozpakowaniem rzeczy. Ubrania starannie powiesiła i poukładała w szafie, a na półkach umieściła kilka książek, bez których nie wytrzymałaby całych dwóch miesięcy, a  obok swoje ulubione płyty CD i stary odtwarzacz. Nie mogła doprosić się od rodziców nowego, który już kiedyś obiecali jej za dobre wyniki w nauce – zawsze wypadało im coś w domowych finansach. A teraz jeszcze te wakacje, które im przepadły z powodu wypadku Aleksa. Głupie chłopaczysko! Był starszy od Emmy o półtora roku, ale często zachowywał się jak dzieciak. Chciał udowodnić swoją dorosłość wobec młodszej siostry i popisywał się przed nią zwłaszcza, kiedy widzieli to jego kumple. I właśnie przez te popisy jechał teraz z rodzicami na operację i rehabilitacji za granicę. Nie wiadomo, który ze starszych chłopaków namówił go na trenowanie zaawansowanych sztuczek na rolkach. Aleks zupełnie nie miał do tego drygu, ale chęć popisania się była tak silna, że nic innego się dla niego nie liczyło. Chciał ześlizgnąć się po krętej i fikuśnie ozdobionej poręczy wysokich i stromych schodów, kiedy nagle stracił równowagę i przekoziołkował z połowy stopni w dół. Poobijał się okropnie, a co gorsza, połamał sobie nogę w dwóch miejscach i to tak, że musiała być składana operacyjnie. Kolano nadal nie było w dobrym stanie, zdecydowano więc o potrzebie kolejnej operacji, tym razem w klinice za granicą.

Na szczęście wuj pomógł trochę finansowo, ale z rodzinnych wakacji wyszły nici. Rodzice, którzy jechali do kliniki z Aleksem, nie mieli głowy do organizowania laby Emmie. Nie było czasu na szukanie jakiegoś dobrego rozwiązania, żeby dziewczynka spędziła ten czas ciekawie, a jednocześnie bezpiecznie. Jedynym wyjściem był wyjazd do dziadków na wieś. „Przynajmniej będę o ciebie spokojna” – twierdziła mama – „Mam dość kłopotów z dziećmi, jak na razie!”. Tata miał wrócić do domu po tygodniu, kiedy Aleks będzie już po operacji, ale miał wziąć dodatkowe zlecenia, żeby podreperować domowy budżet i oddać choć jakąś cząstkę pieniędzy wujowi, mimo że ten nie chciał o tym słyszeć i mówił, że raty mogą być symboliczne i płacone, kiedy rodzina naprawdę będzie mogła sobie na to pozwolić. Mówił, że przecież chodzi o jego chrzestnego syna. Tata  jednak uparł się, że tylko tak będzie honorowo. W każdym razie, nie miałby czasu na zajmowanie się Emmą i dopilnowanie, żeby zjadła coś ciepłego i poszła na czas spać. Mama z Aleksem miała wrócić na początku roku szkolnego; już teraz było wiadomo, że do końca grudnia chłopak będzie miał indywidualny tok nauczania w domu, żeby jego noga całkowicie doszła do siebie.

Emma rzadko do tej pory bywała u dziadków; byli rodzicami mamy i mieszkali na wsi oddalonej od miasta o około czterdzieści minut jazdy autobusem. Jednak dopiero po raz pierwszy dziewczynka była na piętrze domu; wcześniej zawsze przesiadywali z rodziną w salonie na parterze i – kiedy była pogoda   chodzili na spacery. Dziewczynka nigdy u dziadków nie nocowała; to raczej oni przyjeżdżali od czasu do czasu do miasta na kilka dni. Rodzina Emmy miała duże mieszkanie w dwupiętrowej kamienicy, więc nie było z tym żadnego problemu.

Kiedy już uporała się z rozpakowaniem rzeczy, Emma wyszła z pokoiku. Znalazła się w małym przedpokoju. Po lewej stronie była łazienka, maleńka kucheneczka i jeszcze jedne drzwi, niestety zamknięte na klucz. Nad klatką schodową było okno, przez które wpadało nieco światła dziennego. Schody prowadziły na dół i na górę, pewnie na strych. Jednak w tym momencie Emma nie miała czasu tego sprawdzić, bo usłyszała wołanie babci:

- Zupa na stole!

- Idę! – dopiero teraz dziewczynka poczuła, że jest strasznie głodna.

***

 

- Nie martw się, nie będziesz się tu nudziła – pocieszała wnuczkę babcia.

- Jak będziesz chciała, wezmę cię ze sobą do stadniny – zaproponował dziadek.

- Do stadniny? – ożywiła się Emma.

- Tak, trochę tam dorabiam. Podobno mam „rękę do koni” – zaśmiał się dziadek. – A właściciel stadniny to mój wieloletni znajomy. Na pewno zgodzi się, żebyś wzięła kilka lekcji jazdy konnej, jeśli oczywiście chcesz.

- Ojej! No pewno, że bym chciała!

- Tak myślałem – zaśmiał się dziadek. – Przygotuj się więc na lekcję w piątek.

- Dopiero? – dziewczynka była zawiedziona.

- To tylko dwa dni – babcia postawiła przed dziewczynka deser z bitą śmietaną.

- A dziś? A jutro i pojutrze? Co mam robić przez ten czas?

- Może pójdziesz ze mną na strych? Pościągamy pranie. Przy okazji zobaczysz, jak tam jest. Zresztą i tak zanosi się na deszcz. A później zobaczymy.

- A ja pójdę do Michała – dziadek wstał od stołu. – Obiecałem pomóc mu przy naprawie motocykla. Wrócę na kolację.

***

 

Strych był duży;  jego zakamarki ginęły w półcieniu. Stało tu kilka suszarek na pranie, krzeseł, pudeł pełnych różności, dwa składane łóżka polowe i stary kredens, pełen szufladek i skrytek.

- Tylko uważaj – pouczyła Emmę babcia. - Ostatni stopień jest wyższy. Zapalimy światło. W słoneczne dni wystarczy to, co wpada przez okna, ale dziś się zachmurzyło.

Dziewczynka sprawnie uwijała się przy ściąganiu prania i po chwili wszystko znajdowało się w koszu. Teraz Emma miała czas na myszkowanie. Jej uwagę od razu przykuł kredens; podeszła bliżej, żeby móc mu się lepiej przyjrzeć. Każda szufladka i najmniejsza skrytka miała swój własny wzór i ozdobę: żółtawy, ciemno czerwony lub brązowy ornament.

- Super – westchnęła dziewczynka – Mogę zobaczyć, co jest w tych wszystkich szufladkach?

- Niestety, każda jest zamknięta na kluczyk – wyjaśniła babcia. – Ale sądzę, że kredens jest pusty.

- Czyli nie wiadomo na pewno…?

- I tak nie damy rady sprawdzić; nie mam pasującego kluczyka – westchnęła babcia.

- Zamykanie tylu pustych skrytek nie miałoby chyba sensu?

- Tak jest wygodniej przy transporcie, żeby żadna szufladka nie wypadła – wyjaśniła babcia.

- A skąd macie ten kredens, babciu?

- To mebel Honoraty; prosiła, żeby go dla niej przechować.

- Honoraty? A kto to?

- Moja daleka kuzynka. Od lat jeździ po świecie. Dwa lata tu, trzy tam… I tak przez całe życie. Taki z niej włóczykij. Zawsze przesyła nam kartkę z nowego miejsca zamieszkania, ale ostatnio dawno żadnej nie dostaliśmy – będzie już z pięć lat. To może oznaczać dwie rzeczy: albo biedaczka nie żyje, choć kobiety w naszej rodzinie żegnają się z życiem przeważnie koło setki, albo znalazła swoją przystań. Kto wie?

- Nie pisałaś do niej?

- Pewnie, że pisałam na ostatni adres, jaki nam podała, ale nie odpowiedziała. Nie ma takiego zwyczaju. Chodź, chwyć kosz z drugiej strony. Zniesiemy pranie na dół. Napijemy się gorącej czekolady, a ja pokażę ci kilka zdjęć rodzinnych i Honoratę.

***

 

- Popatrz: to ja z twoją mamą, która ma tu jakieś piętnaście lat, to dziadek, jego brat i oczywiście Honorata.

- Ale jest śmiesznie ubrana! – Emma zachichotała. – Ups, przepraszam. Mama mówiła, że to brzydko śmiać się z czyjegoś ubioru, zwłaszcza, jak chodzi o kogoś starszego od nas.

- Nic się nie stało – uśmiechnęła się babcia. – Honorata faktycznie ubierała się w dziwaczny sposób, ale jest też wesołą osobą, z poczuciem humoru. Zawsze potrafiła śmiać się z siebie samej.

Emma uważniej przyjrzała się kobiecie ze zdjęcia. Honorata była wysoka, bardzo szczupła, trzymała się prosto jak struna, miała pociągłą twarz i bardzo długi noc. Włosy, chyba upięte w kok, były raczej jasne, ale trudno było to stwierdzić na pewno na czarno białym zdjęciu. Na głowie Honorata miała ogromny kapelusz w starym stylu, który nieco kłócił się ze sportowym krojem jej sukienki i butów. W oczach ciotki dawały się zauważyć figlarne iskierki, które świadczyły o jej wesołym usposobieniu.

- Ciekawe, co ukryła w kredensie… – wyszeptała dziewczynka.

- Możliwe, że nigdy się tego nie dowiemy – odpowiedziała równie cicho babcia. – Ale – dodała już głośniej – Nie ma co szukać tajemnicy tam, gdzie jej nie ma. Najprawdopodobniej mebel jest pusty. Kiedy wnosiliśmy go na górę, nie było słychać, żeby w środku coś się przesuwało,  grzechotało, czy w inny sposób dawało znać o swojej obecności.

Emma nie odpowiedziała nic. Wolała jednak wierzyć, że przebiegła Honorata ukryła w kredensie jakieś małe tajemnice i to tak sprytnie, żeby wszyscy się o tym nie dowiedzieli, ba, żeby się nawet tego nie domyślili.

- Opowiedz mi coś o Honoracie. Skoro podróżuje, to chyba musi być interesującą osobą – poprosiła dziewczynka.

- Cóż, dobrze – uśmiechnęła się babcia – Opowiem ci o niej wszystko, co wiem i pokażę wszystkie kartki, jakie kiedykolwiek od niej dostałam.

-

 Świetnie! – Emma ożyła nieco. – Uwielbiam rodzinne opowieści i przedmioty związane z przeszłością!

***

 

Wieczorem rozpadało się na dobre i padało przez kolejne trzy dni, więc z pierwszej zaplanowanej wizyty Emmy w stadninie nic nie wyszło. Dziewczynka zaczynała się nieco nudzić w domu; babcia zajmowała ją więc opowieściami o rodzinie i pokazywała kolejne zdjęcia i pamiątki.

Trzeciego dnia Emma zauważyła przez okno, że do sąsiadów ktoś przyjechał: jacyś państwo przywieźli tu swoją córkę. Dziewczynka wyglądała na rówieśnicę Emmy; jechała na wózku, ale z pomocą innej osoby wstawała i bardzo powoli chodziła. Babcia wyjaśniła, że to wnuczka sąsiadów; była po wypadku samochodowym i miała na wsi nabrać sił.

- Jak chcesz, to pójdziemy tam, poznasz Olgę…

- Może za kilka dni – rzuciła od niechcenia Emma. Na razie myślała tylko o ciotce Honoracie i jej kredensie. Wzbierała w niej nieodparta ciekawość, by jakoś sprawdzić, co jest choć  jednej szufladce. Kiedy tylko dziewczynka mogła, wymykała się na strych, patrzyła na kredens, dotykała go, oglądała z każdej strony, a nawet złapała się na tym, że zaczęła do niego mówić. Trochę się przestraszyła, że coś z nią jest nie tak; na szczęście nikt tych monologów nie słyszał, oczywiście z wyjątkiem kredensu.

W sobotnie południe rozpogodziło się trochę i dziewczynka nareszcie mogła wyjść z domu i pójść na spacer.

- Leć! – śmiała się babcia. – Wiem, że chcesz rzucić okiem na stadninę. Idź w lewo i cały czas prosto; stajnie są za lasem, otoczone drewnianym ogrodzeniem. Tylko uważaj na siebie!

I Emma poszła, a właściwie pobiegła, nie mogąc się doczekać, żeby zobaczyć nareszcie konie z bliska.

 

 

ROZDZIAŁ 1.

TAJEMNICA CIOTKI HONORATY

 

Emma zastała stadninę zamkniętą na cztery spusty. Jakiś mężczyzna kręcący się przy stajniach z taczkami i łopatą, niechętnie wyjaśnił jej, że kilka koni zostało wypożyczonych na zajęcia rekreacyjne podczas festynu w sąsiedniej miejscowości. Razem z nimi pojechali właściciele i najlepsi instruktorzy. Na miejscu zostało tylko kilku pracowników technicznych, opiekujących się pozostałymi wierzchowcami,  dlatego dzisiaj stadnina została zamknięta dla ludzi z zewnątrz.

„Mogłam poprosić dziadka, żeby tu ze mną przyszedł” – myślała zawiedziona Emma. –„Wtedy na pewno pozwoliliby mi pomyszkować po stajniach  i obejrzeć konie”. Straciwszy humor, ruszyła z powrotem. Postanowiła jednak nie iść jeszcze do domu. Nie chciała się przyznać przed dziadkiem, że po prostu nie pomyślała, żeby go zapytać o dzisiejszy dzień w stadninie. Mógłby się z niej śmiać, że jest taka roztrzepana.

 Dokąd więc teraz iść i co robić? – zaczęła się zastanawiać Emma.

 Nagle zobaczyła, że z lasku wychodzi kobieta, pchając na wózku dziewczynkę – nową sąsiadkę. Emma ucieszyła się z tego spotkania - przynajmniej będzie miała okazję poznać nową koleżankę. Śmiało ruszyła ku zbliżającym się postaciom.

- Dzień dobry! Mam na imię Emma, jestem wnuczką państwa Nowackich. Spędzam u nich wakacje.

- Dzień dobry. Miło nam. Nazywam się Jadwiga Pawłowska i jestem babcią Olgi – wskazała na dziewczynkę na wózku. Nastolatki uścisnęły sobie dłonie uśmiechając się do siebie.

- Czy mogę towarzyszyć wam w przechadzce? – zapytała Emma.

- Oczywiście, prawda babciu? – ożywiła się Olga.

- Naturalnie – uśmiechnęła się kobieta. – Cieszę się, że zostałyście koleżankami.

Przechadzka okazała się bardzo przyjemna i to nie tylko z powodu ładnej pogody. Emma i Olga szybko się zaprzyjaźniły; okazało się, że są rówieśniczkami. Po pół godzinie trajkotały jak najęte ku uciesze babci Olgi, która dawno nie widziała wnuczki w tak dobrym nastroju. Emma opowiedziała nowej koleżance jak to się stało, że przyjechała do dziadków na wakacje i o tym, co przydarzyło się jej bratu.

Okazało się, że Olga ma starszą siostrę, która właśnie dostała się na studia, a teraz wyjechała na obóz integracyjny ze swoją grupą. Dziewczynka opowiedziała też, jak doszło do jej wypadku i Emma odniosła wrażenie, że przyniosło jej to ogromną ulgę.

Kiedy dziewczynki wraz z babcią Olgi zawróciły już w stronę domu, Emma dostrzegła kobiecą sylwetkę majaczącą w oddali. Po chwili, kiedy znalazła się nieco bliżej, okazało się, że ma na głowie charakterystyczny, duży kapelusz.

- Przepraszam was bardzo – zwróciła się do swoich towarzyszek Emma. – Zdaje mi się, że znam tamtą panią – wskazała ręką w odpowiednim kierunku. – Muszę z nią porozmawiać. Wracajcie do domu same, dobrze?

- A wpadniesz do mnie później albo jutro?

- Oczywiście, kochana!

- Uważaj na siebie dziecko – babcia Olgi wydawała się trochę zaniepokojona. – Co zrobisz, jeśli to jednak ktoś obcy albo mający złe zamiary?

- Nie, nie, na pewno znam tę panią – Emma widziała coraz wyraźniej znajomą postać; mimo upływu lat, ciotka Honorata niewiele się zmieniła. – To ktoś z rodziny.

- W takim razie idziemy. Trzymaj się!

***

- Dzień dobry pani, to znaczy ciociu Honorato – kiedy Emma stanęła oko w oko z przybyłą, poczuła się trochę nieswojo. Oto stała oko w oko niemal z rodzinną legendą, która okazała się nagle bardziej  żywa, niż się dziewczynce wydawało.

- Tak, to ja – uśmiechnęła się Honorata. – A ty musisz być Emma, wnuczka Basi i Krzysztofa.

- Tak – potwierdziła nastolatka – Bardzo mi miło.

- Mnie także. Widzę, że jesteś bardzo dobrze wychowaną młodą damą.

Emma zarumieniła się nieco. Nikt jeszcze tak do niej nie mówił i nie prawił takich komplementów, które brzmiały tak szczerze. Większość ludzi traktowała ją jak małe dziecko, zwłaszcza brat i rodzice.

- Wracasz chyba ze spaceru – kontynuowała Honorata. – Czy czujesz się jeszcze na siłach, by poprzechadzać się trochę ze mną? Chciałabym porozmawiać z tobą sam na sam. Wzięłam dla ciebie kawałek ciasta. Basia dopiero co wyjęła je z pieca. Palce lizać!

- Chętnie, ciociu – uśmiechnęła się Emma. Ruszyły powoli ku lasowi, a dziewczynka z przyjemnością zagłębiła zęby w cieście. – Czyli ciocia widziała się babcią?

- Tak; pogwarzyłyśmy sobie chwileczkę. Podobno spędzasz tu całe wakacje?

- Rodzina zadecydowała, że tak będzie najlepiej w zaistniałej sytuacji – westchnęła Emma.

- Nie martw się – Honorata poklepała dziewczynkę po ramieniu. – Widziałam, że masz już jakąś koleżankę. No i jest tu stadnina. Byłaś już obejrzeć konie?

- Właśnie chciałam to dziś zrobić; po to głównie urwałam się dziś z domu. Niestety, właściciele pojechali z kilkoma końmi na jakiś festyn i dzisiaj stadnina jest zamknięta dla ludzi z zewnątrz.

- Nie zniechęcaj się tak łatwo. Stadninę masz tak blisko od domu, że możesz tam bywać codziennie i to od rana do wieczora.

- Fakt – Emma rozchmurzyła się nieco.

- Poza tym mam coś dla ciebie – Honorata przymrużyła filuternie oko i zaczęła grzebać w torebce.  – Gdzie to było… O, znalazłam! – Honorata triumfalnie uniosła niewielki przedmiot na białej tasiemce nad głowę. – To kluczyk od kredensu.

- Do  t e g o  kredensu? – Emma spojrzała na ciotkę zdumiona.

- Widzę, że już go poznałaś – kobieta uśmiechnęła się szeroko.

- Ciocia mówi o nim jak o człowieku?

- Bo poniekąd tak go traktuję. On żyje własnym życiem. Miewa swoje kaprysy, lepsze i gorsze dni i przed wszystkim jest powiernikiem moich wspomnień i pamiątek z moich wszystkich podróży.  Z niektórymi z tych przedmiotów trzeba uważać, bo podobno mają magiczną moc, trzeba wiec baczyć przy nich na słowa, bo wszystko co wypowiedziane, może się przy nich spełnić.

- A skąd ciocia ma ten kredens?

- Dostałam od pewnego człowieka w Ameryce Południowej. Twierdził, że drewno, z którego zrobiony jest mebel, pochodzi z różnych stron świata, a całość wykonał rzemieślnik, który ponoć posiadł różne umiejętności magiczne.

- Fascynujące…

- Prawda? A teraz chciałabym ci dać kluczyk do tego kredensu. Przez całe wakacje należy do ciebie. Pilnuj go dobrze, bo nie ma drugiego. Ja sama dostałam go pod warunkiem, że nigdy nie dorobię kopii. Dotyczy to także ciebie.  Nie pokazuj go nikomu. Dziadkowie lubią spokojne życie; nie wierzą w magię i gotowi ci go zabrać, jeśli im się zwierzysz lub powiesz, skąd masz przedmioty wyjęte z szufladek. Musisz więc postępować z nimi mądrze, wiesz o czym mówię?

- Chyba tak.

- Wspaniale. I pamiętaj, że kredens sam zdecyduje, co ci się może przydać najlepiej w danej sytuacji; zdaj się na niego. Z przedmiotami, które ci da, możesz zrobić, co chcesz.

Emma stała zdumiona i wpatrywała się w mały, srebrny kluczyk. Powoli powiesiła go sobie  na szyi i schowała pod bluzę. Kiedy podniosła głowę i rozejrzała się, ciotki Honoraty już nie było. Pewnie znikła między drzewami i pośpieszyła do swoich spraw.

Emma wracała do domu powoli, rozpamiętując niezwykłe spotkanie z niezwykłą ciotką. To było niewiarygodne, a jednak przecież się zdarzyło. Kluczyk wiszący na szyi dziewczynki był tego dowodem.

„A jeśli ciotka Honorata zadrwiła sobie ze mnie?” – Emma przystanęła zaskoczona tą myślą i nieco zaniepokojona. – „Może z niej taka żartownisia?” Dziewczynce zrobiło się nieswojo. Nie lubiła, jeśli ktoś się z niej nabijał, nawet jeśli było to najzupełniej niewinne. „Trzeba to sprawdzić, najlepiej od razu” – postanowiła; zerwała się i pobiegła ile sił w nogach do domu.

***

 

- O, jesteś już! – babia wychyliła się z kuchni. Najwyraźniej pichciła obiad, bo miała na sobie fartuszek, a w ręku łyżkę umazaną jakimś sosem. – I jak było?

- Nie byłam w stadninie; okazało się, że dziś jest nieczynne.

- Zapomniałem cię uprzedzić – zmartwił się dziadek, który akurat wychodził z pokoju i wszystko słyszał – Gdybym przewidział, że będziesz tam chciała dzisiaj iść, powiedziałbym ci co i jak.

- Nie szkodzi – wzruszyła ramionami Emma. – Poznałam za to Olgę, tę dziewczynkę na wózku, która przyjechała do domu obok. Babciu, czy mogę do niej na chwilę skoczyć? Z tego wszystkiego nie wymieniłyśmy się nawet numerami telefonów, żeby móc się umawiać.

- Oczywiście, kochanie. Przebierz się tylko. Nie zjesz nic teraz? Do obiadu jeszcze jest trochę czasu. Może chociaż napijesz się herbaty?

- Z przyjemnością – uśmiechnęła się Emma. – Zejdę na pół godziny.

***

Emma szybko zrzuciła bluzę i dżinsy, zmieniając je na białą bluzeczkę i granatowe spodnie. „Może być jak na pierwszą, nieformalną wizytę” – stwierdziła przeglądając się z zadowoleniem w lustrze. – „Ale chyba wypadałoby coś Oldze zanieść; jakiś mały drobiazg, upominek…” Zaczęła rozglądać się gorączkowo po pokoju; zajrzała do skrzyneczki ze swoją biżuterią, w której znalazła pierścionek, kilka par klipsów i pięć bransoletek. Nic z tego nie nadawało się na podarunek. W pewnym momencie ją olśniło: „Kredens!”

Wchodząc na strych, Emma zaczęła się zastanawiać. Wydało się jej dziwne, że babcia od razu nie wspomniała ani słowem o wizycie ciotki Honoraty. Mimo, że musiała trwać ona nie więcej, niż pół godziny, to jednak była chyba sporym wydarzeniem; kobieta nie odzywała się od kilku lat, a teraz ot tak sobie przyjeżdża i wpada jak po ogień… A może babcia miała powód, żeby na razie nic jej o tym nie mówić?

Emma ostrożnie otworzyła drzwi na strych. Teraz, kiedy poznała jego tajemnicę, wiedziała, że będzie się czuć nieswojo w jego „obecności”, przynajmniej na razie. Kredens stal koło okno, dziewczynka nie zapalała więc światła. Podeszła powoli do mebla; czuła się podekscytowana i stremowana zarazem. Zdjęcia tasiemkę z kluczykiem z szyi.

- Dzień dobry – powiedziała niepewnie. Kredens zaskrzypiał i Emma odebrała to jako odpowiedź.

- Potrzebuję coś na podarunek dla nowej koleżanki; idę do niej na krótką, nieformalną wizytę – powiedziała cicho i utkwiła wzrok w kredensie. Nic się nie wydarzyło. – Proszę – dodała po chwili.

Kredens znów zaskrzypiał, jakby się zastanawiał. Po chwili wzór na małej skrytce po lewej stronie zamigotał czerwonym światłem. Emma delikatnie przekręciła klucz we wskazanym zamku i szufladka powoli się otworzyła. Dziewczynka musiała stanąć na palcach, żeby zajrzeć do środka. Jej oczom ukazało się pudełeczko z przeźroczystego plastiku. W środku znajdowała się drewniana broszka w kształcie słońca, z wymalowanymi pięknymi ornamentami.

- Cudna – westchnęła dziewczynka. – Jesteś pewien, że mogę ją dać Oldze?

Kredens znów zamrugał wzorem na szufladce. Emma delikatnie wyjęła pudełeczko i zamknęła skrytkę.

- Dziękuję bardzo – wyszeptała i pobiegła na dół. Chciała zdążyć z wizytą jeszcze przed obiadem.

 

 

ROZDZIAŁ 2

PIERWSZE KONIE ZA PŁOTY

 

- I jak było u Olgi?

- Wspaniale! – Emma zapomniała na chwilę o dobrych manierach i mówiła z pełnymi ustami. – Jest naprawdę bardzo sympatyczna. Umówiłyśmy się na jutro na spacer.

- Bardzo się cieszę – babcia podsunęła wnuczce dokładkę. Z radością patrzyła, jak danie znika z talerza. Świeże powietrze i ruch robiły swoje.

- To może weźmiesz koleżankę do stadniny? – zasugerował dziadek. – Zadzwonię do Piotra i uprzedzę go. Co ty na to?

- Świetnie! – Emma jeszcze bardziej się ożywiła. – Ale wiesz, Olga jeździ na wózku; nie wróciła jeszcze do pełni sił po wypadku.

- Oczywiście, wspomnę o tym.

- Zapomniała ci powiedzieć – babcia nagle zmieniła temat. – Wyobraź sobie, że kiedy byłaś na spacerze, wpadła Honorata. Zupełnie bez zapowiedzi i dosłownie na dwadzieścia minut! We wrześniu wraca do kraju; przyjechała pozałatwiać jakieś formalności; ma jeszcze sprowadzić tu swoje rzeczy. A ostatnie lata spędziła w Azji. Pokazałam jej twoje zdjęcie. Powiedziała, ze chciałaby cię poznać… - babcia zamilkła nagle. Emma modliła się, żeby tylko nie spytała, czy poznała ciotkę, bo nie wiedziałaby, co odpowiedzieć. Przecież nie mogłaby wyjawić, o czym rozmawiały. Na szczęście zadzwonił telefon.

Dzwoniła mama. Aleks był już po operacji. Noga bardzo go bolała, ale to podobno było normalne, tak twierdził lekarz. Później mama przez jakiś czas rozmawiała jeszcze z babcią. Po tym, co babcia mówiła, Emma domyśliła się, że mama bardzo się denerwuje wszystkim rodzinnymi sprawami, w tym nią. Babcia kilkakrotnie uspokajała mamę, że wszystko w porządku, że Emma czuje się i sprawuje dobrze, więc nie ma powodów do niepokoju przynajmniej w tej sprawie. Rozmowa przedłużała się.

- Pójdę na górę, jestem trochę zmęczona – Emma uśmiechnęła się do dziadka.

- Zejdź później, obejrzymy może jakiś film wszyscy razem.

- Chętnie. Do zobaczenia.

.***

Emma miała teraz kilka chwil na przemyślenia.

Czyli sprawa kredensu to jednak prawda! Wspaniale! Pozostało mieć nadzieję, że ciotka Honorata nie pogniewa się o tę broszkę. W każdym razie nie mówiła przecież, że Emma ma nie dawać nikomu żadnej rzeczy znalezionej w kredensie. Kredens miał ją ratować w różnych sytuacjach, podsuwać rozwiązania; tak mówiła Honorata. „Przecież nie co dzień zdarzają się okazje do obdarowywania”  - stwierdziła w końcu dziewczynka. „Na pewno nie rozdam ot tak całej zawartości kredensu”.

***

Olga nie mogła doczekać się przyjścia Emmy. Od dawna nie miała prawdziwej, szczerej koleżanki. Przez ostatni rok nie chodziła do szkoły; uczyła się w domu. Z lękiem myślała o ty, że po wakacjach dołączy do jakiejś klasy w nieznanej sobie szkole i będzie normalnie uczęszczać na lekcje. Wprawdzie była mowa o szkole integracyjnej, ale to marna pociecha. Chodziło nie tylko o pomoc w korzystaniu z wózka jeszcze przez jakiś czas i wzmożoną uwagę ze strony rówieśników. Olga po prostu bała się tłumu i tego, że w warze i zamieszaniu na przykład podczas długiej przerwy znów nie zauważy jakiegoś niebezpieczeństwa. O tłumie na ulicy w ogóle bała się nawet myśleć. Miała oczywiście spotkania z psychologiem, jednak jak dotąd przynosiło to dość marne efekty.

Natomiast przy Emmie Olga czuła się fantastycznie. Podświadomie wiedziała, że będą siostrzanymi duszami.

Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Olga z zapartym tchem nasłuchiwała, jak babcia idzie otworzyć i wita gościa. To była Emma! Nareszcie! Dziewczynka szybko wbiegła po schodach na górę i stanęła w drzwiach pokoju Olgi.

- Hej, mogę wejść?

- Jeszcze pytasz?! Nie mogłam się ciebie doczekać, głuptasie!

- Mam coś dla ciebie; mam nadzieję, że ci się spodoba – Emma podała Oldze pudełeczko z broszką. Dziewczynka natychmiast je odtworzyła, wzięła ozdobę do ręki i obejrzała ją starannie.

- Wspaniała! Skąd ją masz?

- Właściwie to tajemnica, ale niech tam – uśmiechnęła się tajemniczo Emma. – Ta broszka pochodzi z dalekich krajów. Mam ją od kogoś szczególnego, z przeznaczeniem także dla kogoś szczególnego, więc ty doskonale nadajesz się na jej właścicielkę!

- Och, dziękuję! – Olga wyprostowała się na wózku i rozpromieniła się jeszcze bardziej.

- Nie ma za co – Emma machnęła ręką; była trochę zawstydzona, że koleżanka tak jej dziękuje. – Słuchaj, dziś wpadłam tylko na chwilę; zaraz muszę wracać na obiad. Przyszłam, żeby się z tobą umówić na następne spotkanie. Chciałabym, żebyś wybrała się ze mną do stadniny jutro przed południem. Co ty na to?

Wydawało się, ze propozycja ucieszyła bardzo Olgę, ale po chwili dziewczynka zasępiła się trochę.

- A co ja miałabym tam robić?

- Nie lubisz koni? – zmartwiła się Emma.

- Ależ uwielbiam, ale w moim stanie mogę na nie tylko popatrzeć z daleka, a to żadna przyjemność. To tak jak patrzenie na pyszne ciastko, którego nie można dosięgnąć, żeby go posmakować.

- Tak myślisz? Z tego, co wiem, to dokucza ci po prostu osłabienie po miesiącach spędzonych w łóżku. Lekarz nie zalecił ci jakiejś rehabilitacji albo wręcz hipoterapii?

- Niby zaczęłam ćwiczyć, ale wiesz jak jest, na kolejne etapy rehabilitacji trzeba czasem czekać jakiś czas.

- No a co hipoterapią? – ponowiła pytanie Emma. – Niech twoja babcia zadzwoni do twojej mamy i do lekarza i zapyta. A jutro wybierasz się ze mną do stadniny i koniec! Zorientujemy się w sytuacji, a przy okazji pobędziemy na świeżym powietrzu; to na pewno ci nie zaszkodzi! Z twoją babcia zaraz sama porozmawiam.

- Wspaniale – Olga uśmiechnęła się z ulgą. – Coś czuję, że nie będę mogła dzisiaj wieczorem zasnąć!

***

Na drugi dzień, punkt dziesiąta rano Emma zadzwoniła do drzwi sąsiedniego domu. Olga czekała już zwarta i gotowa do startu od dobrych piętnastu minut; tak przynajmniej ze śmiechem stwierdziła jej babcia.

- Ona już prawie biegała dookoła stołu, tak nie mogła się ciebie doczekać – zaśmiewała się kobieta.

- Biegała? – zapytała Emma z szelmowskim wyrazem twarzy. – Czyli wózek już nie będzie potrzebny?

- Dzisiaj jeszcze będzie – śmiała się szczerze Olga – Ale niedługo! Zrobię wszystko, żeby jak najszybciej rozstać się z nim raz na zawsze! Chodźmy już!

- Dziewczynki, bądźcie ostrożne! Za pół godziny mam umówioną rozmowę telefoniczną z lekarzem Olgi. Z mamą już rozmawiałam; kazała słuchać rad doktora, który osobiście przekaże jej swoje decyzje po południu. A jeśli będzie zgoda na hipoterapię, jutro porozmawiam o szczegółach w stadninie.

Dziewczynki wyszły podekscytowane, rozmawiając o koniach. Okazało się, że obie się nimi pasjonują od dawna, choć żadna nie miała jeszcze okazji jeździć.

***

Po stadninie oprowadziła je osobiście żona właściciela. Była to energiczna kobieta koło czterdziestki, bardzo otwarta i pozytywnie nastawiona do świata i ludzi. Dziewczynki bardzo ją polubiły i to chyba ze wzajemnością.

- Jeśli chcesz jeździć – zwróciła się kobieta do Emmy – powinnaś mieć odpowiednie buty i spodnie. I koniecznie toczek. W wyjątkowej sytuacji pożyczę ci coś z naszego sprzętu, ale postaraj się w ciągu kilku dni załatwić sobie własne rzeczy. Czy to nie będzie dla ciebie problem?

- Spokojnie, dam radę – Emma była pewna, że kredens jej pomoże i w tej sprawie.

- Świetnie! – kobieta uśmiechnęła się z ulgą i popatrzyła teraz na Olgę. – A co do ciebie, będziemy mogli ci wszystko zapewnić, jeśli lekarz zgodzi się na hipoterapię. W zajęciach rehabilitacyjnych mamy tu odrębne przepisy.

Później we trzy obeszły cały teren, zwiedziły dużą krytą ujeżdżalnię i padoki na świeżym powietrzu. Do stadniny należał tez kawałek lasu i trochę terenów przeznaczonych do rekreacyjnych wyjazdów poza ujeżdżalnie. Największy zachwyt u dziewczynek wywołały oczywiście same stajnie, w których stało mnóstwo koni, małych i dużych, różnych ras i wszystkich możliwych maści.

Emma umówiła się, że będzie przychodziła do stadniny wcześniej przed jazdą, żeby uczyć się oporządzać konie i że będzie zarabiać na jazdy sprzątaniem i innymi zadanymi jej pracami.

Zanim dziewczynki się obejrzały, minęły niemal cztery godziny odkąd wyszły z domu. Wracały szczęśliwe i roześmiane, ale też zmęczone nowymi wrażeniami.

***

W domu Emma wygrzebała z szafy spodnie, które świetnie nadawały się do konnej jazdy. Z butami też nie miała większego problemu. Został jeszcze tylko toczek.

Zaraz po obiedzie dziewczynka pobiegła szybko na strych i już po chwili wróciła do pokoju z pożądanym nakryciem głowy. Schowała toczek do plecaka, a ten postawiła w kącie za drzwiami. Trochę się martwiła, co powie dziadkowi, kiedy ten spyta, skąd wzięła toczek; nie chciała kłamać. Może jednak, w ferworze obowiązków, dziadek nie będzie się tym interesował.

 

 

 ROZDZIAŁ 3

SŁONECZNE DNI

 

Przez kolejne dni Emma wreszcie czuła się w pełni szczęśliwa. Codziennie, wraz z Olgą chodziły przed południem do stajni. Tu się rozdzielały. Olga spędzała czas przy stajni B, gdzie stały konie niższe, kuce i te do hipoterapii. Zajęcia nadzwyczaj szybko zaczęły przynosić pożądany efekt. Ćwiczenia na końskim grzbiecie, kontakt z końmi i świeże powietrze na raz, były tą cudowną leczącą mieszanką. Dodatkowo Olga zaczęła otwierać się na ludzi i powoli przestawał bać się wychodzić z domu.

Emma tymczasem pomagała w miarę swoich możliwości w stajni, uczyła się siodłać konia, oporządzać go i jeździć.

Każdego dnia, wracając do domu, dziewczynki rozmawiały ze sobą o ostatnich wrażeniach i o tym, czego się danego dnia nauczyły. Suły też plany na dzień następny, marzyły i śmiały się, opowiadając sobie śmieszne historyjki, prawdziwe i zmyślone.

Popołudniami przyjaciółki albo wychodziły razem na spacery albo rozkładały koc w cieniu, za domem Olgi i słuchając muzyki robiły różne przedmioty z zestawów, które Emma znajdywała w kredensie. Była to biżuteria z kryształków i kolorowych koralików, modele do sklejania, laleczki lub inne małe ozdóbki do postawienia na półce. Obdarowywały nimi dziadków i sąsiadów, którym wszystko szalenie się podobało.

I tak minęły trzy tygodnie.

 Emma nie czuła już goryczy z powodu spędzania całych wakacji na wsi, która na początku wydawała się jej taka nudna. Stan Olgi też zmieniał się na lepsze; dziewczynka chodziła sama coraz dalej i pewniej i nie poddawała się tak łatwo, jak kiedyś.

***

Tego wieczoru Emma odczuwała jakiś dziwny niepokój; zaczął się przy kolacji i nasilał się. Kiedy dziewczynka położyła się już do spania, nie mogła skupić się na wieczornej lekturze. Włączyła więc radio, podpięła do niego słuchawki i szukała muzyki lub jakichś ciekawych audycji, które mogły zająć jej myśli i odwrócić uwagę od niepokoju. W końcu Emmie udało się zasnąć. Śniło się jej jakieś odludne miejsce, w którym była zupełnie sama. A obok niej stał kredens, robił różne dziwne miny i skrzypiał.

 

 

ROZDZIAŁ 4

JEDYNY TOWARZYSZ

 

Kiedy następnego dnia Emma zastukała do sąsiedniego domu, czekała o wiele dłużej niż zwykle na ich otwarcie. W końcu jednak uchyliły się i wyjrzała babcia Olgi.

- A, to ty… - kobieta wydała się smutna i nieco zakłopotana. – Wejdź. Usiądź w salonie. Olga zaraz do ciebie przyjdzie; właśnie kończy się pakować.

- Pakować?! – Emma wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i zdrętwiała. – Co się stało? Wyjeżdża? Coś nie tak z jej zdrowiem?

- Na szczęście nie chodzi o zdrowie. Sama ci zaraz wszystko wyjaśni. A ja muszę wziąć coś na uspokojenie. Za chwilę przyniosę wam herbatę.

Babcia Olgi wyszła z pokoju i Emma została zupełnie sama. To co usłyszałam, wstrząsnęło nią. Olga najwyraźniej gdzieś się wybiera, a jej babcia z jakiegoś powodu bardzo to przeżywa. To znaczy, że stało się coś poważnego albo dziewczyna wyjeżdżała gdzieś daleko. Dlaczego tak nagle?!

Rozmyślania Emmy przerwało wejście Olgi.

- O, jesteś… - w oczach dziewczynki pojawiły się łzy, które z trudem przełknęła.

- Tak jak zwykle, ale ty podobno gdzieś się wybierasz? Co się stało? Jak długo o tym wiesz? Dlaczego nic nie powiedziałaś? Miałaś tu być do końca sierpnia…

- Też tak myślałam, dlatego byłam przeszczęśliwa, kiedy się z tobą zaprzyjaźniłam.

- To o co chodzi? Jesteś taka blada… I płakałaś…?

- Wczoraj wieczorem zadzwoniła mama. Wyobraź sobie, zdecydowała się wyjść za Ryszarda. Opowiadałam ci o nim, prawda?

- To ten znajomy, którego poznała twoja mama po rozwodzie z twoim tatą?

- Właśnie. Wiesz, ja nawet byłam zadowolone. Rysiek pomógł się jej pozbierać po tym wszystkim, to znaczy po tym, kiedy dowiedziała się, że tata ma dziecko z inną kobietą i po całym procesie rozwodowym. Ojciec jeszcze przychodził, błagał, obiecywał, że na tamto dziecko będzie płacił, że nam nic nie zabraknie, że będzie z nami. Jednak moja mama brzydzi się zdradą do tego stopnia, że nie mogła mu wybaczyć. Już w czasie procesu była wykończona nerwowo tymi nadchodzeniami. Wtedy pojawił się Ryszard. Zaprzyjaźnili się, on zaczął u nas bywać. Polubiłyśmy go z Eweliną, ale żadna z nas nie pomyślałaby, że ta znajomość tak się zakończy. My  mamy dobry kontakt z tatą, bywamy u niego; on nam pomaga finansowo i niczego mi nie żałuje, w ramach swoich możliwości finansowych. Teraz nagle mama postanowiła w trybie ekspresowym wyjść za Ryśka i jechać z nim do Szwajcarii, bo on tam prowadzi jakiś świetnie prosperujący biznes, który chce rozwinąć. Ja mam jechać z nimi i jako osoba niepełnoletnia niewiele mam do powiedzenia. Ewelina ma łatwiej: osiemnaście alt skończyła już jakiś czas temu i może decydować za siebie, no i zaczyna tu studia. Ryszard podobno poprosił mamę o rękę już jakiś czas temu, jednak ona zdecydowała się nam o tym powiedzieć, jak już pozałatwia wszystkie formalności związane wyjazdem, zapisaniem mnie do szkoły za granicą i tak dalej. Ale nie zapytała nas nawet o zdanie, co o tym wszystkim sądzimy.

Olga zamilkła. Wyglądała na bardzo smutną, zmartwioną i podłamaną.

- Kiedy wyjeżdżasz? – wydusiła wreszcie Emma.

- Dziś wieczorem wracam do miasta. Mam się pożegnać ze znajomymi i rodziną, bo za tydzień wyjeżdżamy już do Szwajcarii.

- A co z twoją rehabilitacją i hipoterapią?

- Wszystko będę kontynuować już tam, na miejscu. Ryszard ma podobno trochę znajomości i już część rzeczy nagrał.

Zapadło niezręczne milczenie. Emma nie wiedziała, co myśleć o tym wszystkim, co usłyszała, a tym bardziej, co powiedzieć, jak tak z miejsca pocieszyć przyjaciółkę. Sama była bliska załamania. Nagle okazało się, że dopiero co poznana bratnia dusza wyjeżdżała tak daleko i nie wiadomo, jak często, a raczej jak rzadko będą się widywać.

Początkowo Emma chciała wyciągnąć Olgę na tych kilka ostatnich godzi do stadniny, ale po chwili pomyślała, że przyjaciółka powinna spędzić jeszcze trochę czasu z dziadkami. Zaproponowała więc krótkie wyjście do stajni, tylko po to, żeby dziewczyna mogła się pożegnać.

- Chętnie – Olga uśmiechnęła się blado. – Jeszcze ten jeden raz zaniosę Łatce cukier.

Łatka była jej ulubioną srokatą klaczą, na której najczęściej odbywała zajęcia z hipnoterapii. Dziewczynka codziennie rozpieszczała konika i zawsze coś przynosiła: a to cukier, a to jabłko lub marchewkę.

- Babciu! Wyjdę z Emmą; wracam za godzinę!

- Dobrze, kochanie. Przygotuję za ten czas wcześniejszy obiad – babcia Olgi mówiła cicho; miała czerwone oczy i wydawała się bardzo zmęczona.

***

Oldze trudno było pożegnać się z ulubionym konikiem i znajomymi ze stadniny; wszyscy tu byli dla niej tacy życzliwi… Dopiero teraz rozpłakała się na dobre i długo nie mogła powstrzymać łez.

Emma także miała łzy w oczach, ale skrzętnie ukrywała je przed przyjaciółką. I tak nie umiała jej pocieszyć, więc nie chciała dodatkowo pogłębiać jej smutku.

Obserwując pożegnanie Olgi ze stadniną, wciąż rozmyślała nad zaistniałą sytuacją. Nie rozumiała, jak można zmuszać kogokolwiek, a zwłaszcza własne dziecko do tego, by dosłownie z dnia na dzień, z godziny na godzinę do porzucenie znanego od urodzenia środowiska, kraju i ludzi bliskich sercu. Olga miała tu przecież dziadków, siostrę, ojca, innych krewnych i znajomych. A przecież dopiero co otworzyła się na ludzi po wypadku. Mogła spokojnie skończyć szkołę w kraju, odwiedzać matkę przy różnych okazjach, a później zdecydować, gdzie chce mieszkać  i co dalej robić. A tu nagle zostanie wrzucona w zupełnie nowe realia. Nowa szkoła, język, duża odległość od tego, co zna… Jak Olga to zniesie? Matka jest najwyraźniej zbyt pochłonięta własnym życiem i szczęściem, by zwracać uwagę na problemy córki.

Emmę rozbolała od tych przemyśleń głowa. Szły powoli z Olga w kierunku domu jej dziadków, nie mówiąc nic. W tej chwili rozumiały się bez słów.

***

Emma wróciła do domu zupełnie wyczerpana. Nie miała ochoty, ani sił na żadne rozmowy i wyjaśnianie swojego stanu, jednak babcia miała bystre oko. Od razu zobaczyła, że coś jest nie tak. Dziewczynka, przyparta do muru, łamiącym się głosem opowiedziała co się stało. Babcia mocno ja przytuliła; ona także nie umiała znaleźć słów pociechy. Sama była oburzona i smutna.

Późnym popołudniem przyjechała po Olgę jej matka. Widać było, że zależy jej na czasie. Nerwowo pomagała córce zapakować wszystkie rzeczy do samochodu. Nawet nie raczyła skomentować o wiele lepszego stanu zdrowia córki. Przyjaciółki nie dostały nawet pięciu dodatkowych minut na ostateczne pożegnanie przed rozłąką, która może potrwać miesiące, a może i lata.

***

Emmie od samego początku rozstania bardzo brakowało Olgi. Nadal chodziła do stadniny i jeździła konno. Zaglądała też do Łatki i zanosiła jej smakołyki, przez wzgląd na przyjaciółkę. Tylko w stajni słabło na chwile jej poczucie osamotnienia.

Pewnego popołudnia, kiedy smutek szczególnie się jej naprzykrzał, Emma postanowiła w końcu pójść na strych i poszukać pocieszenia z pomocą kredensu. Nie chciała dawać babci do zrozumienia, że wciąż jest taka smutna. Kobieta obserwowała ją zatroskana i jeszcze gotowa zadzwonić do mamy i opowiedzieć jej o swoich obawach. A mama miała już dość zmartwień i może też chciałaby szybciej zabrać córkę do domu?

Na strychu było zupełnie cicho. Emma uchyliła okienko i usiadła na małym krzesełku, naprzeciwko kredensu.

- Teraz zostałeś mi już tylko ty – wymamrotała.

Kredens zaskrzypiał, ale jakoś inaczej, niż zwykle, a później jeszcze raz i znowu.

- Co się dzieje? Źle się czujesz? Coś nie tak? – zaniepokoiła się Emma.

Nagle zobaczyła, że na kredensie zarysowały się drzwi z dziurką od klucza.

- Co to? – zdziwiła się dziewczynka. – O co chodzi? Mam je otworzyć?

Kredens znów zaskrzypiał.

Emma zdjęcia z szyi tasiemkę z kluczykiem. Zawahała się jeszcze, ale tylko przez kilka sekund. Westchnęła głębiej, przekręciła kluczyk w zamku i delikatnie p


ROZDZIAŁ 5.

MGNIENIE PRZESZŁOŚCI

 

Emma delikatnie uchyliła drzwi; za nimi było zupełnie ciemno. Dziewczynka poczuła na twarzy delikatny powiew. Ostrożnie przecisnęła się między drzwiami i kredensem i…

… stanęła w dużym, jasnym pokoju. Przez uchylone okna po prawej stronie wpadały promienie słoneczne i lekki wietrzyk.

Nagle Emma poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, wiec rozejrzała się dookoła. Naprzeciwko niej, po drugiej stronie pokoju, na staromodnej sofie, siedziało dwoje dzieci: chłopiec mniej więcej w jej wieku i około dziesięcioletnia dziewczynka. Na ich twarzach malowały się zdumienie i strach.

- Kim jesteś? – odważył się w końcu zapytać chłopak.

- Mam na imię Emma i jestem człowiekiem, tak jak i wy.

- Bujasz. Przeniknęłaś przez ścianę – pisnęła dziewczynka.

Emma odwróciła się zaskoczona; faktycznie, wyglądało jakby wyszła po prostu ze ściany. Nie wiedziała, jak to wyjaśnić dzieciom; nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.

- Zjesz nas? – spytała dziewczynka.

- Oczywiście, że nie – roześmiała się szczerze Emma. – Jak macie na imię?

- Ja jestem Ignaś – przedstawił się już spokojnie chłopiec. – Mam dwanaście lat. A to Eliza, moja młodsza siostra.

- Skąd się tu wzięłaś – dziewczynka odważyła się wstać i zrobić kilka kroków w kierunku Emmy.

- Weszłam tajnymi drzwiami, wprost ze strychu do mu moich dziadków.

Rodzeństwo popatrzyło po sobie zaskoczone, jednak zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, za drzwiami dało się słyszeć kroki. Do pokoju weszła szczupła kobieta średniego wzrostu, o jasnych włosach do ramion.

- Dzieci, ile razy mam was wołać? Ojciec wrócił; chodźcie się przywitać.

- Już idziemy, mamo – twarz Ignasia pojaśniała z radości.

Kobieta odwróciła się na pięcie i wyszła śpiesznie; wydawało się, że w ogóle nie dostrzegła Emmy.

- Poczekaj tu na nas – poprosił Ignaś gościa. – Po dłuższych wyjazdach ojca, rodzice mają dużo do omówienia i dość szybko odsyłają nas do pokoju po przywitaniu się z tatą.

Emma skinęła głową na zgodę.

***

Dziewczynka usiadła na sofie; teraz mogła na spokojnie rozejrzeć się po pokoju. By; urządzony staromodnie, w stylu sprzed przynajmniej kilkudziesięciu lat. Dzieci i ich matka także były ubrane, jak by z nieco innej epoki – wyglądały wręcz jak z początku XX wieku.

„Co ja tutaj robię?” – zaczęła się zastanawiać Emma. – „Co ten kredens wymyślił? Chce zapełnić mi czymś pustkę po Oldze? On faktycznie jest nieprzewidywalny, chyba w równym stopniu, co ciotka Honorata”.

Nastolatka wstała i podeszła do okna. Ze zdumieniem stwierdziła, że jest w mieście. Na dole była ulica wykładana kocimi łbami. Po drugiej stronie widać było ciąg kamienic. Mieszkanie, w którym znajdowała się Emma, musiało znajdować się w podobnym do nich domu. Po ulicy co jakiś czas przejechała dorożka, a po chodniku przeszedł pojedynczy przechodzień lub para.

Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się i weszły dzieci.

- Parz, co dostałam – Eliza podbiegła do Emmy, pokazując jej ogromną lalkę trzymaną w ramionach. – Prawda, ze śliczna?

- Wspaniała! – Emma była trochę zaskoczona wylewnością dziewczynki.

- Ignaś, pokaż jej, co dostałeś! – Eliza piszczała z radości i zaczęła nawet podskakiwać. Była szczęśliwa, że zarówno ona jak i jej brat mogą się komuś pochwalić prezentami natychmiast po ich otrzymaniu.

- Ciszej, mała! – syknął chłopiec. – Rodzice nie lubią, kiedy podnosimy głos, nawet w bardzo niewinnej sytuacji – wyjaśnił Emmie. Wyjął z kieszeni scyzoryk i pokazał jej. – Patrz, zawsze chciałem taki mieć. Tata ma bardzo podobny, tylko większy.

Emma obejrzała starannie obydwa prezenty i grzecznie je podziwiała, nie szczędząc pochwał. Widziała, że dzieci zupełnie przestały się jej bać.

- Dobrze, że przyszłaś – trajkotała Eliza. – My właściwie nie mamy znajomych.

- Jak to? – zdziwiła się naprawdę szczerze Eliza. – Nikt was nie odwiedza? Nie wychodzicie się bawić na świeżym powietrzu? Co z dziećmi ze szkoły?

- Chodzimy do bardzo porządnej szkoły; tam jest dość duży rygor – westchnął Ignaś. Zaraz po lekcjach Helia odprowadza nas do domu, żeby mama miała pewność, że nie biegamy sami gdzieś, nie wiadomo gdzie. Helia to nasza pomoc domowa – wyjaśnił chłopiec, widząc pytający wzrok Emmy. – Większość dzieci  i starszych dziewcząt jest tak odprowadzana do domów. To nie wypada, żeby panienki z dobrych domów wychodziły same na ulicę. Tam może być niebezpiecznie; nie wiadomo, kto może się napatoczyć, tak twierdzi tatuś.

Dzieci usiadły na puszystym dywanie na środku pokoju i chłopiec mówił dalej.

- W domu odrabiamy lekcje, czasem, jak jest ładna pogoda, wychodzimy z Helcią do parku, ale tam wolno nam tylko karmić łabędzie i kaczki, spokojnie spacerować albo siedzieć na ławce.

- Jak to? – Emma zrobiła wielkie oczy. – Nie możecie pobiegać, poskakać albo chociaż spokojnie pobawić się piłką?

- Skądże! To podobno nie wypada. – skrzywiła się Eliza. Widać było, że ona sama wcale tak nie uważa.

- A co robicie w wolnym czasie, jak musicie zostać w domu?

- Oglądamy książki z obrazkami, czytamy to, co rodzice uznają za stosowne, a czasem mama pozwala nam obejrzeć Wielki Atlas Świata z biblioteki ojca, ale musimy wtedy bardzo uważać, żeby go nie zniszczyć.

- Czytanie książek to świetne i rozwijające zajęcie, ale trudno robić to przez cały czas, kiedy się jest dzieckiem. Łatwo się wtedy zniechęcić, no i dzieci potrzebują jednak więcej ruchu – westchnęła znów Emma.

- Czasem jeszcze rysujemy – pisnęła cicho Eliza. – Ignacy jest bardzo zdolny. Świetnie rysuje.

Emma nie odezwała się; znów zatopiła się w myślach. Te dzieciaki musiały być bardzo samotne. Ona sama doświadczyła i samotności i przyjaźni, ale i rozstania. To sprawiło, że za kimś szczerze tęskniła i była w pełni świadoma, że tęskni i za kim tęskni. A te dzieci? Pewnie tęskniły za czymś nowym, za urozmaiceniem, kontaktami z rówieśnikami, przyjaciółmi, których mogłyby mieć. Tylko czy one zdawały sobie z tego wszystko sprawę?

- Dlaczego robisz się przeźroczysta? Emmę z zadumy wyrwał głos Elizy.

- Co, proszę?

- Przeźroczysta; dlaczego się taka robisz?

Emma spojrzała po sobie i stwierdziła, że faktycznie przypomina teraz bardziej ducha, niż żywego człowieka.

- To chyba znak, że muszę już wracać.

Dzieci posmutniały.

- Odwiedzisz nas jeszcze?

- Nie wiem, nie mogę wam nic powiedzieć. To nie zależy ode mnie.

- A od kogo? – dopytywała się ze smutkiem Eliza.

- Raczej od czego – wymamrotała Emma, a głośno wyjaśniła: - Wszystko zależy trochę od okoliczności i nieco od przypadku. Do widzenia, mimo wszystko; trzymajcie się zdrowo!

***

Emmę z głębokiej zadumy wyrwało głośne skrzypienie schodów. Ze zdumieniem stwierdziła, że siedzi na krześle na przeciwko kredensu, wpatrzona w jego wzory. W tej chwili drzwi na strych otworzyły się i weszła babcia.

- Ach, to tu jesteś! – na twarzy kobiety odmalowała się ulga.

- Co się stało, babciu?

- Zaraz będzie obiad. Co z tobą? Wyglądasz, jakbyś się dopiero co obudziła z głębokiego snu. Spałaś tutaj, na siedząco?

- Nie, tylko się zamyśliłam. Przepraszam.

Na całe szczęście, babcia nie wypytywała więcej. Wyglądało na to, że Emma przesiedziała tu jakiś czas, ale nie aż tyle, żeby dziadkowie zdążyli się bardzo zdenerwować.  Świetnie! Kredens jest naprawdę nadzwyczajny! Wszystko przemyślał do końca!

***

Wieczorem udało się Emmie jeszcze raz wejść niepostrzeżenie na strych.

- Dziękuję – powiedziała, stojąc blisko kredensu. Pogłaskała go pieszczotliwie. Mebel zaskrzypiał w odpowiedzi.

- Ty naprawdę jesteś bardzo mądry…

Umilkła; trochę się zawstydziła swojej wylewności i szczerości. Westchnęła lekko.

- Padam z nóg. Wpadnę jutro. Dobrej nocy!


ROZDZIAŁ 6.

MGNIENIE PRZYSZŁOŚCI

 

Emma wpatrywała się w kredens, czekając aż ten podejmie jakąś decyzję. Dziś padało od rana, więc dziewczynka pojeździła trochę po krytej ujeżdżalni i wróciła do domu wcześniej, niż zwykle. Pogoda sprzyjała smutkowi i tęsknocie za bliskimi; Emma nie chciała w ten sposób spędzić całego dnia.

- Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz, że ci się tak naprzykrzam- powiedziała w końcu. Kredens po raz pierwszy tego dnia zaskrzypiał i dziewczynka wzięła to za dobrą monetę; gdyby był obrażony n dobre i zmęczony jej obecnością, raczej w ogóle by się do niej nie odezwał.

- Nie za bardzo wiem, co dzisiaj robić – westchnęła dziewczynka i usiadła. – Nie chce popadać w melancholię, a czuję, że mi to dziś grozi.

Na kredensie znów zarysowały się drzwi.

- Dokąd tym razem? – uśmiechnęła się z zaciekawieniem. Zdecydowanym ruchem przekręciła klucz w zamku i dużo śmielej, niż poprzednim razem, przekroczyła próg.

***

- Te, nowa! Co tak stoisz i się gapisz? – wysoki, krótko ścięty chłopak patrzył na nią z wyraźną pogardą.

Emma rozejrzała się. Stała przed budynkiem szkolnym. Wokół kręciło się trochę nastolatków, ale wyglądało na to, że nieprzyjemny wyrostek zwracał się z całą pewnością do niej.

- Zostaw ją, Łukasz! – do chłopaka podeszła chuda blondyna z długimi włosami i dosyć kusym stroju. – Zapomniałeś już? Zaprosiłeś mnie do klubu. Ile mam na ciebie czekać?!

Chłopak splunął niedbale, objął dziewczynę, zawinął się i odszedł niemal ciągnąć za sobą swoją skąpo ubraną towarzyszkę.

- Nie przejmuj się – do Emmy podeszły bliźniaczki. Jedna z nich uśmiechała się szeroko, a druga pomachała na przywitanie.

- Ja jestem Nikola, a to Julka.

- Miło mi; mam na imię Emma.

- Skąd się tu wzięłaś? To nietypowe, przenosić się do nowej szkoły w połowie drugiego semestru.

- Przeniosłam się tu z rodziną z takiej małej mieściny – Emma sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała. Przecież faktycznie mieszkała w dosyć dużej aglomeracji. – Tata dostał tu dobrą pracę – dodała i znowu się zdziwiła tym, co plecie.

- O pracę dziś ciężko – stwierdziła Julka. – A ci bogacze – wskazała w kierunku grupki młodzieży głośno o czymś rozprawiającej – potrafią zmieszać z błotem, kiedy komuś wiedzie się  materialnie choć odrobinę gorzej, niż im.

- Choć z nami – Nikola wzięła Emmę pod rękę stanowczym ruchem. – Idziemy do baru sałatkowego.

***

- Co to takiego? – Emma ze zdumieniem, ale i ogromnym zaciekawieniem wpatrywała się w niewielki przedmiot w rękach Nikoli.

- No nie! Nie wierzę! – Nikola była jeszcze bardziej zdumiona od Emmy. – To wasze miasteczko musiało być chyba totalnie odcięte od cywilizacji. To najnowszy model smartfona. Taki telefon komórkowy, można rzec w dużym uproszczeniu, oczywiście.

- Taki maleńki?

- Przecież mamy modę na miniaturyzację.

Emma zamyśliła się. W zagranicznym piśmie, przywiezionym przez wuja przed kilkoma miesiącami widziała telefony komórkowe, używane w Stanach, ale mimo, że były mniejsze od wielu aparatów stacjonarnych, to jednak były wielkie w porównaniu z tym urządzeniem. W dodatku te migały kolorami i można było dojrzeć na nich wyraźny obraz. Dziewczynka z zainteresowaniem przypatrywała się, jak siostry dotykały telefonu w ściśle określony sposób.

- Co robicie?

- Wysyłamy SMSy; to takie krótkie wiadomości tekstowe.

- Niesamowite…

- Julka, zabieramy Emmę do nas! Biedulka ma sporo do nadrobienia. Inaczej ta zgraja w szkole ją zje.

- Racja! – przyznała druga bliźniaczka. – Kochana, tylko bez żadnych „ale”. Zapraszamy na obiad. Przy okazji pokażemy ci komputer i Internet. Dam ci przy okazji mój poprzedni telefon. Jest taki tradycyjny, z klawiaturą, ale na niezłym wypasie. Nie będziesz odstawać od reszty.

- Co takiego? – Emma nie mogła nadążyć za tym nawałem nowych informacji i terminów.

- No chodźże wreszcie! Zobaczysz, to zrozumiesz!

***

Dom bliźniaczek był duży i przestronny. Pokój dziewczynek znajdował się na piętrze – bliźniaczki pokazały Emmie jego okna.

- Kiedyś będzie go można podzielić na dwa – wyjaśniła Julka.

Dziewczynki weszły do środka.

- Cześć, mamo! – zawołały chórem dziewczynki.

Z kuchni wyjrzała szczupła, drobna blondynka, przewiązana kuchennym fartuchem w niebieskie i czerwone paseczki.

- Cześć, dziewczynki!

- Dzień dobry! – ukłoniła się Emma.

- To nasza nowa koleżanka – wyjaśniła Nikola. – Czy Emma może zostać u nas na obiedzie?

- No, jeśli lubi proste dania, to tak. Wiecie, że pani Jadzia wzięła dziś wolne, a ja pichcę to, co najprostsze…

- I robisz to świetnie – zapewniła ja Julka.

- Lubię proste dania, proszę pani – powiedziała z uśmiechem Emma.

- Skoro tak twierdzicie, to zapraszam – uśmiechnęła się mama bliźniaczek. – Zejdźcie za jakąś godzinkę. Teraz weźcie sobie na górę sok.

Nikola odebrała z rąk matki tacę z pełnym dzbankiem i trzema szklankami i dziewczynki ruszyły do pokoju bliźniaczek.

***

 

Kiedy po godzinie Emma, Nikola i Julka schodziły na dół, Emmie kręciło się w głowie. Masa nowych słów, Internet, e-mail, komunikator, chat… Nie mówiąc już o pozostałej wiedzy i nowych umiejętnościach. Mnóstwo spraw przechodziło jeszcze jej pojęcie, np. nie mieściło się jej w głowie, że można napisać długi list, załączyć do niego zdjęcia i jednym kliknięciem wysłać, a osoba na drugim końcu świata może niemal natychmiast to odebrać.

Dziewczynka postanowiła zainteresować się tematyką komputerów i nauki z nimi związanej, jak już wróci do szkoły. Niektórzy z jej rówieśników mieli w domu komputery, ale wyglądały one zupełnie inaczej, niż ten u bliźniaczek.

Tymczasem dopiero przy stole Emma uświadomiła sobie, jaka była głodna. Zupę pomidorową z ryżem pochłonęła z niewyobrażalną szybkością, ku radości mamy jej nowych koleżanek. One same patrzyły na nią z otwartymi ze zdziwienia ustami.

- Jak udaje ci się utrzymać linię przy takim apetycie? – zapytała wreszcie Julka z nutką zazdrości, a jednocześnie podziwu w głosie.

- Staram się aktywnie spędzać wolny czas – powiedziała nieco zawstydzona Emma. – Do tej pory często chodziliśmy ze znajomymi na spacery, bawiliśmy się na boisku, a ostatnio jeżdżę, to znaczy jeździłam konno.

- Szczęściara – westchnęła Nikola.

- Nigdy nie mówiłaś, że chciałabyś jeździć – matka popatrzyła na córkę badawczo.

- Bałam się, że się nie zgodzicie.

- Porozmawiam z tatą; myślę, że jeśli to sprawiłoby, że choć na kilka godzin w tygodniu oderwiesz się od Internetu, to ojciec się zgodzi.

- Naprawdę? – Nikola aż podskoczyła z radości. – Dziękuję, mamo!!!

- No, już dobrze, dobrze – zaśmiała się kobieta. – Podziękujesz, jak coś wskóram. A teraz siadaj, podaje drugie danie.

Teraz Emma mogła się odwdzięczyć wiedzą o koniach i konnej jeździe i po kolejnej godzinie Nikola była już nieźle przygotowana teoretycznie do pierwszych praktycznych kroków w stajni.

W pewnym momencie Emma poczuła, że kluczyk od kredensu robi się ciepły. „To znak” – pomyślała – „Chyba czas na mnie”.

- Bardzo dziękuje wam za wszystko, ale muszę już iść.

- Szkoda – westchnęły bliźniaczki równocześnie.

- Dawno nie rozmawiałyście z nikim aż tyle w świecie realnym, co? Roześmiała się ich mama.

- No wiesz? – oburzyła się Nikola. – Przecież nie jest z nami aż tak źle.

- Bo razem z tatą was pilnujemy. Internet strasznie uzależnia.

Emma chłonęła te informacje jak gąbka wodę. „Czyli komputer i Internet mogą silnie oddziaływać na psychikę” – myślała – „Ciekawe…”

Dziewczynka serdecznie pożegnała się z bliźniaczkami i ich mamą i wyszła. Kiedy zamknęła za sobą drzwi do willi odwróciła się, znów była na dobrze sobie znanym strychu domu dziadków.

***

- Dziadku, wiesz coś o komputerach? – zapytała wieczorem dziewczynka.

- Coś niecoś – dziadek zrobił nieokreślony ruch dłonią i zaintrygowany pytaniem odłożył gazetę. – A dlaczego pytasz? Odkąd to interesuje cię technika i elektronika?

- Nie to, nie to; ja po prostu zastanawiam się nad przyszłością.

- Być może komputery będą kiedyś bardziej dostępne – zamyślił się dziadek. – Wnuk znajomego ma komputer. Gra na nim w jakieś gry, rodzice nie mogą go często od tego oderwać, a monitor tylko miga i cały czas tak sztucznie piszczy.

- Uzależnił się, biedaczek – zachichotała Emma. – Już teraz, a co będzie kiedyś…?

- E tam – dziadek machnął ręką. – Uzależnić można się od papierosów i alkoholu.

- I od kawy, tak jak ty – wtrąciła z przekąsem babcia włączając telewizor.

- Oj, dziadku, dziadku! Nie masz pojęcia, od czego człowiek, szczególnie młody może się uzależnić.

- A co ty wiesz na ten temat? – dziadek spojrzał na wnuczkę badawczo i przygryzł fajkę w ten specyficzny sposób, kiedy go coś intrygowało.

- Najogólniej rzecz biorąc, najłatwiej jest się uzależnić od tego, co wydaje nam się przyjemne i co według nas daje nam jakąś korzyść – stwierdziła Emma po krótkim namyśle. – A wierz mi, takie granie nieźle odrywa od rzeczywistości. To znaczy tak twierdzi brat koleżanki, który też uwielbia gry komputerowe.

Dziadek wpatrywał się w dziewczynkę zdziwiony.

- Po co się zajmujesz takimi poważnymi rzeczami w wakacje? Zadali wam coś ze szkoły? Nie za trudne to, jak na twój wiek?

- Nie, skądże, dziadku. Letnie wakacje są wolne od zadań domowych. Ja chyba po prostu zaczynam dorastać – Emma figlarnie przymknęła lewe oko. Nie mogła przecież powiedzieć przy dziadkach, że to dzięki kredensowi zaczęła mieć coraz więcej istotnych tematów do przemyślenia.

 

 

ROZDZIAŁ 7

CO BY BYŁO, GDYBY…

 

W piątek znów zadzwoniła mama; tym razem dała do telefonu Aleksa, który trajkotał, jak nakręcony. Później babcia zdała Emmie relację z tej rozmowy.

- Aleks jest zachwycony pobytem za granicą. Wprawdzie męczy go jeżdżenie na wózku i pierwsze ćwiczenia, ale cieszy się z nowych znajomości. Mama mówi, że wreszcie doceniła naukę języków obcych.

Emma zacisnęła usta. W życiu nie zamieniłaby się z bratem, to znaczy w żadnym wypadku nie chciałaby jechać za granicę głównie dla operacji, niezbędnej z powodu własnej głupoty. Co to za przyjemność? Było jej jednak trochę przykro. Aleks poznał nowych znajomych i to z różnych krajów, bo w tamtejszej klinice leczono pacjentów z wszystkich krajów Europy. No i skupiał na sobie całą uwagę rodziców. Czy przyjdzie im do głowy wynagrodzić jej tę gorycz, samotność i wczasy rodzinne z przymusu zamienione na dwa miesiące na wsi? Niby lepszy rydz, niż nic, no i była tu stadnina, ale…

… tak ciekawej świata i żądnej towarzystwa dziewczynce, jak Emma, brakowało tu ludzi. Ludzie ze stadniny mieli poza nią swoje sprawy, a w stajni pracowali i też nie mogli cały czas z nią rozmawiać.

Gdyby rodzina pojechała na wspólne wczasy, choćby na tydzień i później wróciła do domu, do miasta, nastolatka mogłaby spotykać się z koleżankami ze szkoły, które też już wróciły i wymieniać wakacyjne wspomnienia, chodzić do kina albo na wspólne spacery. Fakt, miała niezwykły kredens, ale jednak zobaczenie czegoś poza własnym podwórkiem i opatrzonych już wiejskich krajobrazów, to byłoby dopiero coś! Tak się przez ostatni rok szkolny starała, żeby zasłużyć na wyjazd. Czy po wakacjach ktoś będzie o tym jeszcze pamiętał?

- O czym tak rozmyślasz, Emmo? – z zadumy wyrwał Emmę głos babci.

- A nic, nic – dziewczynka machnęła ręką. – A właściwie, zastanawiała się, co by było, gdybym to ja była starsza? Może wtedy mogłabym zabronić Aleksowi tych wygłupów na rolkach i nie doszłoby do wypadku.

- Albo i nie – westchnęła babcia. – Wiesz, jacy bywają chłopcy. Starsze siostry nie zawsze bywają dla nich wystarczającymi autorytetami, mogącymi im skutecznie czegokolwiek zabronić. Prędzej starszy brat.

***

Po południu zachmurzyło się i zaczął padać deszcz. Emmie zachciało się spać, choć nie zwykła sypiać w dzień. Tym razem nie zdołała się oprzeć senności i już po chwili spała głęboko.

Nagle ze zdumieniem stwierdziła, że stoi przed kredensem i trzyma w ręku kluczyk.

- Nawet mi się nie dasz wyspać – dziewczynka przekomarzając się, zrobiła kredensowi lekki wyrzut. - Mam nadzieję, że masz poważny powód, żeby mnie tak nawiedzać.

Tym razem Emma usłyszał w odpowiedzi nie skrzypnięcie, a cichy, piskliwy głos: „Nie marudź, dziewczyno! Wejdź! Nowa przygoda czeka”.

Drzwi same się otworzyły, a Emmę po prostu wessało w aksamitną ciemność.

***

Nagle zrobiło się jasno. Dziewczynka znajdowała się na jakimś błotnistym, wiejskim podwórku. Po niebie snuły się ciężkie, ołowiane chmury i właśnie zaczynały padać pierwsze ciężkie krople deszczu. Emma rozejrzała się za schronieniem. W pobliżu stała stodoła i duża, solidna chata. Nastolatka ruszyła w kierunku tej ostatniej, z nadzieją, że gospodarze nie pożałują jej schronienia.

- Mamo, ktoś idzie! – dało się słyszeć wołanie jakiegoś dziecka. – Panna jakaś, ale chyba z dworku, bo elegancka taka!

Emma popatrzyła po sobie. Nie, nie mogła uznać swojego stroju za jakiś wybitnie elegancki. Składał się z prostych spodni do konnej jazdy, wysokich butów, chyba skórzanych, ale bez żadnych ozdób i granatowej kurteczki. Spod spodu wystawała biała koszula.

Nagle z chaty wyskoczyła kobieta.

- Najświętsza Panienko! – wykrzyknęła na widok Emmy. – Co tez panna tu robi w taką pogodę i to sama i to z gołą głową!?

- Musiałam zgubić kapelusz – Emma sama się zdziwiła, ze to powiedziała. Jako mała dziewczynka nosiła słodkie kapelusiki, ale odkąd skończyła osiem lat, stanowczo nie zgadzała się na takie nakrycia głowy, nawet dostosowane powaga do jej wieku.

- Niech panienka wejdzie i przeczeka.

- Ja chyba mam tu gdzieś konia – Emma niepewnie powiodła oczami po podwórku. Dopiero teraz dostrzegła niedużą, gniadą klacz stojącą przy studni.

- Paweł! Szybko, zaprowadź konia pod dach, okryj derką, daj jeść i pić. Wiesz, co robić. No już, ruszaj się!

- Tak, mamo! – mniej więcej trzynastoletni  jasny blondyn wyleciał z chaty jak z procy i natychmiast zaczął wykonywać polecenia matki.

- A panienka co tak stoi?! – zniecierpliwiła się trochę kobieta. – Niech wchodzi!

***

W środku chata była urządzona bardzo prosto. Ściany musiały zostać niedawno pobielone. Wszystko lśniło czystością, mimo że trwały tu cały czas różne prace, także kuchenne. Po izbie kręciło się kilkoro dzieci w różnym wieku. Emma doliczyła się dziewięciorga.

„Plus Paweł, to dziesięć” – zdumiała się dziewczynka.

Najstarsza, niemal już pełnoletnia dziewczyna zagniatała jakieś ciasto na stole. Młodszy od niej o jakieś dwa lata chłopak, rozpalał właśnie w piecu pod kuchnią. Dwóch bardzo podobnych do siebie czternastolatków nosiło z przybudówki drewno na opał. Dwie podobne do siebie dziesięciolatki myły, wycierały i ustawiały na miejscu mnóstwo naczyń, a siedmio i sześciolatka pilnowały i zabawiały małego szkraba raczkującego po podłodze.

- Niech siada – kobieta wskazała ławę przy piecu. Zaraz rozpalą ogień, to tam najszybciej zrobi się cieplej.

Emma posłusznie wykonała polecenie i w tej chwili dostrzegła wchodzącego Pawła, który przytargał dwa ogromne wiadra po brzegi napełnione wodą.

- Wiem, panienko, tłoczno tu u nas – zagaiła rozmowę kobieta, która właśnie zaczęła pomagać  córce  przy pracy nad ciastem. – Byłoby nas jeszcze więcej, ale dwoje dzieci nie żyje. I tak mamy szczęście, że reszta się tak dobrze chowa.

- A mąż?

- No, jak to? Panienka zna przecież mojego Marcina. Pracuje wszak w stajni na dworze. Paweł chce iść w jego ślady – kobieta przerwała rozmowę i zaczęła układać uformowane w niewielkie bochenki ciasto na blasze.

Do Emmy podeszła nieśmiało jedna z dziewczynek, które myły jeszcze przed chwilą naczynia.

- A Tomek to zginął, a nie umarł z choroby – wyszeptała.

- Jak to? – Emma zbladła nieco.

- Ano tak – kobieta najwyraźniej usłyszała to, co powiedziała przed chwilą jej córeczka. – Adelo, podaj pani wody.

Dziecko odskoczyło od Emmy i zaczęło szukać najlepszego kubka. Tymczasem matka przysiadła na chwilę obok gościa. Wytarła ręce o fartuch, zadumała się na chwilę i zaczęła opowiadać:

- Moja najstarsza – wskazała na dziewczynę wkładającą blachę do pieca – Bogusia, zawsze bardzo mi pomagała. Szybko się uczyła różnych rzeczy i młodszym rodzeństwem się opiekowała. A Tomek miałby dzisiaj prawie  piętnaście lat – kobieta westchnęła. – Był oczkiem w głowie Bogusi. Bliźniaki są, to znaczy były  od niego młodsze tylko o jedenaście miesięcy. – Kobieta wskazała głową na czternastolatków – Wtedy to co rok to prorok, dzieci się rodziły jedne za drugimi. Tomek uwielbiał konie; szybko nauczył się jeździć. Dobry chłopak był, ale uwielbiał się popisywać. Pewnego dnia koń się czegoś spłoszył, a chłopak spadł i uderzył się w głowę; nie miał szans, mimo że doktor szybko przyleciał. Bogusia zabraniała mu szaleć i brać najbardziej narwane konie. A sąsiad miał zawsze dzikie takie… Tamtego dnia Bogusia co chwila pokrzykiwała na Tomka. Siłą próbowała go powstrzymać, żeby nie wsiadał na tego karego ogiera, jakby coś przeczuwała. Brat nawet ją odepchnął, żeby dała mu spokój. Nie udało się jej go zatrzymać. Do dziś sobie to wypomina, choć już ponad trzy lata minęły. Ciągle mówi, że może mogła zrobić coś jeszcze… Chciała nawet przez to iść do klasztoru, ale tam bez wiana nie przyjmują. Nie brak nam niczego, ale na takie wiano nas nie stać. Bez tego byłaby ostatnia w hierarchii, do najcięższej roboty od rana do wieczora, a ona za słaba na to jest. Ksiądz jej wytłumaczył, że szargać zdrowia nie wolno, bo to grzech, więc Bogusia teraz sprząta w kościele, a mnie wydziera z rąk każdą niemal robotę, aż ją nieraz gonić muszę. Powiedziała, że nie wyjdzie za mąż, że przy mnie i mężu zostanie do naszej śmierci. A tego zabronić jej nie mogę. Mam jednak nadzieję, że się szczęśliwie zakocha, a ja to zauważę, zanim na przekór sercu odprawi kawalera.

Na chwilę zapadło milczenie.

- Ale przecież to nie była jej wina – powiedziała cicho Emma.

- Oczywiście, że nie - przytaknęła skwapliwie kobieta – ale nikt nie umie jej tego przetłumaczyć, nawet ksiądz i nauczyciel, a oni przecież uczeni są.

Do izby znów wszedł Paweł.

- Przejaśnia się, panienko.

- Cóż – Emma wstała. – Bardzo dziękuję za schronienie – dziewczynka grzecznie ukłoniła się przed nieco zakłopotaną tym faktem kobietą. Nastolatka jeszcze raz ogarnęła wzrokiem izbę i wszystkie krzątające się po niej postaci.

- Z Bogiem – gospodyni odprowadziła ją do wyjścia.

***

Emma przysiadła przy okienku i patrzyła na mokre podwórko. Deszcz wciąż padał, ale już nieco mniejszy. Wciąż miała przed oczami zatroskaną twarz Bogusi. Łatwiej próbować przekonać kogoś drugiego, niż siebie, że coś nie jest czyjąś winą i że skoro się coś wydarzyło, mimo starań zapobiegawczych, to widocznie tak miało być. Westchnęła. Zrozumiała, że są sytuacje, kiedy nie ma co gdybać. Na pewne rzeczy ma się w życiu wpływ, a na inne nie.

- Pójdę już, kredensiku – pogłaskała delikatnie mebel po bocznej ściance. Usłyszała w odpowiedzi ciche skrzypnięcie.

- Dziękuję ci za dzisiejsza wyprawę. Do jutra!

Emma cichutko wyszła i delikatnie zamknęła za sobą drzwi.

 

 

ROZDZIAŁ 8.

CIOTKA HONORATA PRZEJMUJE PAŁECZKĘ

 

Połowa sierpnia przyniosła poprawę pogody. Także Emmie wyraźnie poprawił się humor, zwłaszcza w dniu, w którym dostała list od Olgi. Dziewczynie było ciężko, ale powolutku zaczynała się aklimatyzować w nowym miejscu. Ryszard był bardzo opiekuńczy zarówno wobec niej, jak i jej matki. Nawet kupił konia, śliczną gniadą klacz, specjalnie dla Olgi.

List był dość długi i im bliżej końca, tym bardziej przepełniony entuzjazmem.

Wszystko to ucieszyło Emmę. Bała się, jak Olga poradzi sobie z tyloma zmianami na raz, ale najwyraźniej jej obawy były grubo na wyrost. Dziewczyna od razu zasiadła do pisania odpowiedzi. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że o niewielu rzeczach może Oldze napisać, w porównaniu z tym, co faktycznie się wydarzyło po jej wyjeździe. Kredens, wszystkie przedmioty, które podarował Emmie, nie wspominając o wyprawach w czasie, musiały niestety pozostać tajemnicą.

Emma z trudem zapełniła dwie strony, choć tak uwielbiała pisać listy. Teraz mogła porozwozić się trochę nad swoimi postępami w jeździe konnej i nad tym, co działo się ostatnio w stadninie. Właśnie urodziły się dwa śliczne źrebaczki, a właściciele dokupili dwie piękne klacze. Na koniec Emma podała Oldze swój stały adres zamieszkania w mieście, bo była pewna, że kolejny list, nawet jeśli Olga od razu zasiądzie do jego pisania, może przyjść dopiero we wrześniu.

W czwartek dziadek wziął Emmę ze sobą do miasteczka na targ. Przy okazji wpadła na pocztę, żeby wysłać list i po raz pierwszy od ponad półtora miesiąca mogła zrobić jakieś zakupy. Dla babci kupiła śliczną apaszkę, a dla dziadka książkę, o której ostatnio kilkakrotnie wspominał. Mama na pewno ucieszy się z pięknej klamry do włosów, a tata z ulubionej wody po goleniu. Największy problem Emma miała z jakimś drobiazgiem dla Aleksa. W końcu stwierdziła, że skoro w najbliższym czasie nie będzie mógł właściwie w ogóle poświęcać się żadnemu sportowemu hobby, to może powróci do rysowania, które kiedyś tak lubił. Za ostatnie pieniądze kupiła mu więc pudełko dobrych kredek.

Zakupy przyniosły Emmie dużo radości. Oczywiście, mogła o drobiazgi dla rodziny poprosić kredens, ale to nie byłoby to samo. Dziadek śmiał się z niej, że wraca taka obładowana, ale widać, że sam ucieszył się z upominku.

***

Kiedy dziadek z Emmą wrócili do domu, z zaskoczeniem stwierdzili, że czeka na nich Honorata.

- Niespodzianka! – Ciotka wybiegła z domu, kiedy tylko weszli na podwórko; najwidoczniej wypatrywała ich przez okno. Objęła oboje i bardzo serdecznie powitała.

 To było bardzo miłe popołudnie. Honorata opowiadała i opowiadała o swoich podróżach; pokazywała też zdjęcia z różnych stron świata.

Dopiero wczesnym wieczorem przeprosiła i zapytała, gdzie może przenocować, bo czuje się bardzo zmęczona.

Babcia zaprosiła Honoratę na pierwsze piętro i otworzyła pokoik, który do tej pory był zamknięty na klucz.

- Proszę, kochana; twój pokoik czekał na ciebie, jak zawsze.

Babcia zeszła na dół, żeby pozmywać, więc Emma została z ciotką w jej pokoju.

- Chodź – kobieta skinęła na dziewczynkę. – Musimy porozmawiać.

- Może jutro? Ciocia była zmęczona.

- Och, musiałam tak powiedzieć, żeby twoim dziadkom nie było przykro i żeby nie musieć tłumaczyć im, dlaczego chcę porozmawiać z tobą w cztery oczy. Siadaj!

Emma posłusznie wykonała polecenie ciotki i zajęła fotel. Od razu sięgnęła po tasiemkę z kluczykiem i podała ją kobiecie.

- Hmmm, pięknie błyszczy – uśmiechnęła się Honorata. – To znaczy, że mój kredens cię polubił. Bardzo się cieszę, że się zaprzyjaźniliście. A teraz opowiedz mi wszystko!

Emma okazała się być całkiem niezłym narratorem. Nie pominęła żadnego szczegółu i czasem dodała jeszcze jakieś swoje spostrzeżenia i przemyślenia związane z tym, co przeżyła.

 - Świetnie się oboje spisaliście! – stwierdziła na końcu Honorata. – Wspaniale! A teraz wybacz, że już cię pożegnam; zrobiło się dość późno, a jutro też jest dzień. Dobranoc!

***

 

Emmę nagle coś wyrwało z głębokiego snu. Półprzytomna zdała sobie sprawę, że to Honorata potrząsa ją za ramię.

- Pst, wstawaj… Ubierz się prędko i chodź na strych.

- Jest środek nocy, ciociu – wymamrotała dziewczyna.

- Czekam – szept Honoraty zdradzał, że ciotka nie przyjmie do wiadomości żadnej odmowy.

Emma westchnęła i usiadła na łóżku. Wstała powoli i przeciągnęła się. Na T-shirt i krótkie spodenki, w których spała, zarzuciła granatowy, sportowy komplet. Sięgnęła po małą latarkę i wyszła po cichu z pokoju. Ostrożnie wspięła się po schodach na strych. Ciotka Honorata czekała już na nią przy kredensie.

- No, chodź! – zniecierpliwiona kobieta przywołała Emmę ręką. – Teraz pokażę ci coś, co może mieć wpływ na twoje dalsze decyzje dotyczące przyszłości i drogi, jaką obierzesz w życiu. Powiedz jednak, czy wierzysz w magiczne przedmioty?

- W amulety?

- Też, ale mam właściwie na myśli przedmioty, które naprawdę mają magiczne właściwości, o których często mowa w baśniach.

- No… Właściwie, dzięki kredensowi chyba powinnam – Emma wciąż nie była pewna, o co chodziło ciotce.

- Cóż, widzę, że się jeszcze wahasz. Tym bardziej więc powinnaś iść teraz ze mną.

- Ale dokąd? Ja nawet nie wiem czy się właściwie ubrałam.

Honorata nie odpowiedziała jednak; wyjęła kluczyk i przekręciła go w jednym z zamków kredensu. Otworzyły się szerokie drzwi, za którymi ukazała się jaskinia.

Ciotka wzięła oniemiałą Emmę za rękę i poprowadziła przez skalne korytarze. Szły tak kilka minut; Honorata bezbłędnie wybierała właściwą drogę – zdawała się doskonale znać tę trasę. Dziewczynka podziwiała wspaniałe formacje skalne po obu stronach chodnika. Było dość widno dzięki delikatnemu światłu dobiegającemu z różnych punktów w ścianach.

Nagle korytarz skończył się i Emma znowu otworzyła usta ze zdziwienia. Stałą u wejścia do ogromnej jaskini. Z góry spływało delikatne, złote światło, a na ziemi leżały wspaniałe skarby: słoto, srebro, kamienie szlachetne i najróżniejsze przedmioty.

- Popatrz! – Honorata wskazała na niepozorny dywan zwinięty w rulon i oparty o górę monet. – To ten najsłynniejszy latający dywan; on był pierwszy, później dopiero powstały wszelkie inne. A ta lampa…

- To Lampa Aladyna – wyszeptała Emma.

- Zgadłaś! A właściwie nie Aladyna, on ją tylko znalazł – uśmiechnęła się kobieta.

- Gdzie my właściwie jesteśmy? – spytała wciąż zdumiona dziewczynka.

- Kiedyś był tu Sezam Ali Baby; teraz to rodzaj magazynu, chociaż brzmi to okropnie, nieromantycznie i kapitalistycznie – zaśmiała się Honorata.

- Magazynu?

- Tak, to innymi słowy skarbiec zawierający wszystkie magiczne przedmioty i skarby, które stawały się z biegiem czasu tematem lub ważnymi elementami najróżniejszych opowieści. To skarby ludzkiej wyobraźni. Patrz, tam jest lustro z bajki o Królewnie Śnieżce, które mówiło królowej, kto jest najpiękniejszy na świecie. A tam leży czarodziejska kula. O, a tam, o ścianę stoją latające miotły. A to łóżko z „Bajki o Królewnie na ziarnku grochu”.

- Ale dużo materacy! – Emma poczuła dziecięce podekscytowanie. – Mogę się na nich położyć?

- Oczywiście – zaśmiała się Honorata.

Emma wdrapała się na samą górę i położyła się na wznak. Dopiero teraz zauważyła, że złote światło emituje ogromna kula zawieszona u sklepienia, którego nie był spoza niej widać.

Nagle zaczęło się robić trochę ciemniej, ale i przytulniej – zupełnie jak przy lampce nocnej. Dziewczynka ziewnęła i owładnęła ją nieodparta chęć spania.

***

Emma nie wiedziała, jak znalazła się z powrotem we własnym łóżku. Obudziła się dosyć późno i przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest. Migotały jej jeszcze przed oczami wspaniałości jaskini. Spojrzała na budzik stojący przy nocnej lampce i jak oparzona wyskoczyła z łóżka. W ciągu pięciu minut była gotowa do zejścia na dół.

- O, drugi śpioszek – zaśmiała się babcia na jej widok. – Pewnie jeszcze do późnej nocy rozmawiałyście z Honoratą, co?

- Oj tam, oj tam – ciotka machnęła ręką. Daj dziewczynie spokój; ma w końcu wakacje, prawda? Zjemy śniadanie i wybiorę się z Emmą do stadniny. Chcę zobaczyć, jak sobie radzi.

 

 

ROZDZIAŁ 9.

CZAS PODJĄĆ DECYZJĘ

 

Do końca sierpnia pozostawał zaledwie tydzień. Emma powoli przygotowywała się na przyjazd matki, która miała zabrać ją do domu,

- Jutro wraca Aleks – dziewczynka patrzyła na Honoratę z nieskrywanym smutkiem. – To oznacza koniec laby, nie tylko od nauki. Starsi bracia nie zawsze bywają oparciem dla młodszych sióstr.

- Nie martw się tym. A teraz chodź, pójdziemy na spacer. Musimy poważnie porozmawiać.

 

Szły leśną drogą, oddychając pełną piersią świeżym powietrzem i aromatami lasu.

- Posłuchaj – zaczęła ni z tego, ni z owego ciotka. – Zapewne domyślasz się już, że nie jestem ot taka zwykłą, starszą panią.

- Prawdę mówiąc, raz nawet pomyślałam, że jesteś kimś w rodzaju czarownicy – powiedziała szczerze Emma, wzruszając ramionami.

- Czarownice są tylko w bajkach, a ja jestem prawdziwa. Posiadam tylko kilka mocy, dla większości przeciętnych ludzi niedostępnych, a nawet niezrozumiałych. Cześć jest wrodzonych, a innych się nauczyłam.

- Od kogo?

- Od różnych, mądrych ludzi z całego świata. Właśnie dlatego tyle podróżowałam: w poszukiwaniu wiedzy i umiejętności. Docierałam do najmniejszych plemion, żyjących z dala od naszej cywilizacji, które prawie na pewną znikną z Ziemi w ciągu kilkunastu lub kilkudziesięciu lat. Razem z nimi zaginą bezpowrotnie ich tajemnice i wiedza tajemna., bo młode pokolenia uciekają do miast i chcą żyć w swoim mniemaniu nowocześnie. Nie interesuje ich mądrość własnego ludu.

- To smutne – wtrąciła Emma.

- Nawet bardzo – zgodziła się Honorata. – Starałam się wiec nauczyć jak najwięcej. Oczywiście jest to wiedza i umiejętności, których nie mogę przekazać każdemu ot tak – kobieta pstryknęła palcami – Sama rozumiesz, co by było, gdyby tłum przypadkowych osób zobaczył mnie unoszącą się w powietrzu albo używającą któregoś z magicznych przedmiotów. Pomijając osoby niegodziwe, chcące używać ich do sobie tylko znanych, złych celów, wzbudziłabym niezłą sensację. Musiałabym później ciągle uciekać przed wścibskimi ludźmi i urzędami, które chciałaby zbadać mój przypadek.

Honorata zamilkła na chwilę.

- Ciociu, dlaczego mi to wszystko mówisz?

- Bo właśnie nadszedł czas, kiedy powinnam zacząć przekazywać komuś moją wiedzę. Emmo, ty z całej rodziny jesteś najbardziej do mnie podobna. Masz najbardziej otwartą głowę, co pozwoli ci przekroczyć wiele granic, nie do przekroczenia przez wielu innych. Czy chcesz zostać moją uczennicą?

- Ciociu, ale ja musze chodzić do szkoły. Dodatkowo, dzięki kredensowi, zainteresowałam się postępem technicznym i komputerami. Chciałabym pójść na studia, żeby dowiedzieć się o tym jak najwięcej.

- Kochanie, wiedza, którą chcę ci przekazać oraz sam proces jej przekazywania, nie będzie kolidował z twoją ścieżką kariery naukowej i zawodowe, a wręcz przeciwnie! A możesz przy okazji zdobyć dodatkową intuicję, dzięki czemu osiągniesz w życiu znacznie więcej, niż po samych szkołach.

- W takim razie, w czym jest haczyk, skoro pytasz mnie, czy chcę się od ciebie uczyć?

- Bo jeśli się zgodzisz, możesz mieć mniej czasu na rozrywki, niż twoi rówieśnicy.

- Na jazdę konną też?

- A planowałaś jeździć podczas roku szkolnego?

Emma zamyśliła się.

- Nie, o tym jeszcze nie myślałam, ale masz rację, i bez dodatkowych zajęć mogę nie mieć na to czasu i możliwości – dziewczynka posmutniała.

- Głowa do góry! Najgorsze będą najbliższe dwa lata, a za rok przecież znów są wakacje. A ja miałam na myśli głownie wyjścia do kina, na dyskotekę, randki…

- To akurat bym przebolała.

- Czyli się zgadzasz?

- Tak, ciociu.

- Bardzo się cieszę! – Honorata rozpromieniła się, ale zaraz spoważniała. – Musisz jeszcze pamiętać o jednym: kiedy wrócisz do domu, wszystko będzie inaczej, niż do tej pory. Mam na myśli twoją rodzinę i stosunki w niej panujące. Przez jakiś czas Aleks wciąż będzie w centrum zainteresowania. Jest sprytny, a przez ostatnie cztery miesiące stał się egoistycznym maminsynkiem. Będzie próbował cię prowokować, żeby dochodził odo awantur, a on wychodził na chorego biedaczka, żeby rodzice stawali po jego stronie. Musisz zachować spokój, choć to może okazać się trudne. Czasem będziesz się czuła bardzo samotna  i bez oparcia w najbliższych.

- To kiepsko – zmartwiła się Emma. – Bo widzisz, ja teraz będę potrzebować wsparcia najbliższych. Chciałabym po tak długim nie widzeniu się, żeby rodzice ze mną rozmawiali, przytulali, doradzali…

- Wiem, ale niestety minie trochę czasu, zanim przejrzą na oczy co do Aleksa. Ale ja będę z tobą. A kiedy naprawdę będziesz potrzebowała rozmowy między naszymi spotkaniami, otworzysz dowolne drzwi kluczem od kredensu – Honorata podała Emmie doskonale jej znany mały przedmiot. – Spotkamy się wtedy w tajemnym miejscu.

- A ty jak się tam dostaniesz we właściwej chwili? – zdumiała się Emma.

- Przez kredens, który da mi znać, że mnie szukasz.

- Bez klucza?

- Od dziś nie potrzebuję klucza, by korzystać z dobrodziejstw kredensu – uśmiechnęła się tajemniczo Honorata. – Dla wszystkich nadal pozostanie zamknięty. Tylko ty i ja możemy go na razie otworzyć.

- Na razie?

- Ach, daj spokój – Honorata machnęła ręką. – Wszystkiego dowiesz się z czasem. A teraz chodź, odwiedzimy stadninę.

***

Emma przeczuwała, że może już nie mieć czasu, by na spokojnie pożegnać się z kredensem bez świadków, poszła wiec wieczorem na strych. Nie wiedziała, co ma powiedzieć; nie umiała znaleźć właściwych słów, siedziała więc jakiś czas, opierając się plecami o mebel i patrzyła przez okno na nocne, pogodne niebo.

Coś mówiło jej, że zaczyna zupełnie nowy etap życia; będzie musiała teraz szybko dorosnąć i nabrać wewnętrznej siły, żeby przetrwać i zrealizować plany. Nie chciała być w życiu skazana wyłącznie na zimne fakty i nakazy. Potrzebowała ciepła i czułości, których może jej w najbliższym czasie brakować.

- Mam do ciebie ostatnią prośbę – zwróciła się cicho do kredensu. – Chcę być silna, chcę mieć skąd czerpać siłę… Proszę, nie mów tylko, że wszystko zależy ode mnie; ja jeszcze jestem dzieckiem…

Zapadła cisza. Emma pomyślała, że kredens nie jest w stanie jej w tym przypadku pomóc i rozumiała to nawet, ale nagle zamigotała szufladka na poziomie jej oczu.

Dziewczynka otworzyła ją delikatnie: w środku leżało małe, okrągłe lusterko w prostej, zielonej oprawce, ale z pięknymi złotymi zdobieniami. Emma wzięła je do ręki i spojrzała w gładką taflę szkła. Najpierw ujrzała własne odbicie, z po chwili w lusterku zaczęły się zmieniać piękne widoki, na przemian ze śmiesznymi obrazkami i wszystko to, co mogło ja oderwać od smutku i ponurych myśli. Emma uśmiechnęła się.

- Dziękuję – wyszeptała. – Do zobaczenia.

 

 

EPILOG

 

Przez cały pierwszy wieczór spędzony w domu, Emma musiała słuchać opowiadań i przechwałek Aleksa. Sama nie miała okazji pochwalić się, jak spędziła wakacje i czego się nauczyła, po pierwsze z powodu gadulstwa brata, a po drugie dlatego, że żadne z rodziców nie przerwało  potoku słów chłopaka, by zapytać ją o cokolwiek i wyrazić swoje zainteresowanie jej osobą.

Rodzina łaskawie przyjęła drobiazgi, które dziewczynka dla niej przywiozła; wszyscy rzucili zdawkowe „dziękuję”, ale nikt od razu nie odpakował swojej paczuszki. Emme było trochę przykro z tego powodu, a jeszcze bardziej dlatego, że nikt nie pomyślał, by przywieść jej z zagranicy cokolwiek, choćby czekoladę. Za to Aleks napomknął, że kupił sobie kilka, jak on to nazwał „drobiazgów”, jak na przykład fantastyczne sportowe buty i świetne dżinsy.

Za to Emma ze zdumieniem stwierdziła, że część jej ubrań zrobiła się przez wakacje trochę za krótka lub przykusa. Nikt jednak nie powiedział jej, że urosła przez ostatnie dziesięć tygodni rozłąki, uznała więc, że znoszone ciuchy, mimo że tak je szanowała, zbiegły się po prostu w praniu. Pod koniec wieczoru zdołała wtrącić kilka słów i poprosić, żeby mama udała się z nią w piątek na zakupy, żeby miała w czymś iść od poniedziałku do szkoły. Rodzice nie byli zachwyceni tym nieprzewidzianym wydatkiem, ale przyznali jej rację: musiała jakoś wyglądać jako uczennica.

- Babcia, widać, dobrze cię karmiła – roześmiał się złośliwie Aleks. – Po prostu utyłaś.

Emma z trudem przełknęła łzy, wiedziała, że brat nie ma racji, ale rodzice się za nią nie wstawili. A ona widziała się w tym dużym lustrze w pokoju. Ruch na świeżym powietrzu, praca w stajni i jazda konna, wyrobiły jej mięśnie. No i sam fakt, że przybyło jej kilka centymetrów wzrostu, też miał wpływ na zmiany w budowie. Ale gruba? Nie, stanowczo nie… Z satysfakcja zauważyła, że jest tylko o pół głowy niższa od Aleksa, który w dodatku nauczył się garbić, przez co wydawał się niższy. Chłopak przez wypadek, długie unieruchomienie i przymusowo ograniczoną aktywność, zupełnie stracił formę.

 

Za to pierwszego dnia w szkole, wszyscy podziwiali zmiany, jakie zaszły w wyglądzie Emmy. Potwierdzili, że urosła, wzmocniła się i opaliła. Koleżanki strasznie jej tego wszystkiego zazdrościły. Same spędziły część wakacji za granicą i w domu; na zagranicznych plażach spiekły się tylko na raka, a opalenizna Emmy była złoto-brązowa.

Na pierwszej w tym roku szkolnym lekcji wychowania fizycznego, okazało się, że siatkarskie zagrywki Emmy stały się najmocniejsze i często są nie do odebrania przez drużynę przeciwną. Dziewczynka nie skorzystała jednak z zaproszenia do sekcji siatkarskiej; wolała kosza.

Zapisała się też do kółka zainteresowań, związanego z naukami ścisłymi i zaczęła wypożyczać wszystkie możliwe czasopisma związane z tą tematyką.

Co piątek spotykała się w mieście z ciotką Honoratą. Rodzice nie pytali, dokąd wychodzi co  tydzień po południu. Emma nie sprawiała kłopotów wychowawczych i zawsze wracała do domu o wskazanej wcześniej przez siebie godzinie. Rodzice byli zresztą pewni, że dziewczynka idzie się spotkać z koleżankami po pracowitym tygodniu i razem wybierają do kina lub do ulubionej herbaciarni.

Aleks nie raz i nie dwa próbował prowokować Emmę do kłótni, ale nigdy mu się to nie udało, więc w końcu dał spokój. Nie mógł się jednak powstrzymać, by jawnie nie zgrzytać zębami z zazdrości i wylać swoje żale, kiedy Emma dostała na trzynaste urodziny komputer, z zastrzeżeniem, że jest tylko dla niej. Wprawdzie nadawca prezentu był dość zagadkowy – mama zapomniała już o istnieniu ciotki Honoraty i dopiero Emma musiała jej przypomnieć, kto to jest. Dla rodziców było trochę dziwne, że tak daleka krewna tak hojnie obdarowała jej córkę, ale dziewczynka wyjaśniła, że podczas wakacji poznały się lepiej.

Dopiero tego dnia, w urodziny Emmy, rodzice jakby przebudzili się z jakiegoś głębokiego snu; zauważyli, jak zmieniła się ich córka, jak wyrosła i dojrzała. Zdumiały ich jej plany na przyszłość, ale w rezultacie ucieszyli się, że trzynastolatka podejmuje tak poważne decyzje w sposób bardzo odpowiedzialny.

***

Znów zbliżały się wakacje. Emma kończyła klasę z wyróżnieniem, a i Aleks zaczął robić postępy, nie chcąc być gorszy od młodszej siostry.

- No, dzieciaki! – ojciec z dumą pomachał rodzinie biletami przed nosem. – W tym roku wszyscy zasłużyliśmy na wypoczynek. Co powiecie na objazdową wycieczkę po kilku europejskich stolicach?

- Super! – wszyscy byli zgodni, że to świetny pomysł.

- A później? Macie już jakieś plany?

- Oczywiście – uśmiechnęła się Emma. – Nie wiem, jak Aleks, ale ja jadę do dziadków. Świetnie mi się tam odpoczywało ostatniego lata.

 

 

KONIEC

 

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz